Muszę powiedzieć, że konkurs ten wywołał u mnie w głowie swego rodzaju podróz sentymentalną. Cały dzień bujałam w obłokach, przypominając sobie naprawdę różne wydarzenia z mojego dzieciństwa. Często śmiałam się sama do siebie a nawet wybrałam sie do swojego rodzinnego domu, by popatrzeć na zdjęcia sprzed lat!
Więc co by Wam tu opowiedzieć? Chyba zdecyduję sie na historie z wczesnego dzieciństwa, gdy wraz z rodzicami i młodszym bratem jeździliśmy na działkę (pracowniczy ogródek działkowy). Miałam wtedy od zera do około 6 lat, bo później rodzice działkę sprzedali...
Czego ja tam nie robiłam?!? Ręka do góry, kto woził koty w wóżku? Ja podnoszę aż dwie a gdybym potrafiła jednocześnie podnieść jeszcze nogi, też bym to uczyniła. Koty na działce miały ze mną ciężkie życie... Ciągle je łapałam - dobrze, że było ich dużo, to jak nie jednego, to drugiego udało mi sie schwytać. Wyglądało to mniej więcej tak - zaczajenie się...i atak...bieg na złamanie karku i chwyt! Uff... udało się - mam go! To teraz trzeba włożyć kota do wózka, bo przecież to oczywiste, że koty jeżdzą w wózkach! ...zdjęcie nie jest najlepszej jakości, ale w tle można dojrzeć ów wózek :)
Przy dobrych wiatrach, udało mi się przewieźć kota na odległość 3 metrów a później kot... hop, wyskakiwał z wózka i zabawa zaczynała się od nowa. Przy kolejnym moim "wózkowym niepowodzeniu" zawsze dało sie słyszeć płaczliwy głos:
- Maaaaamo! Kicia uciekła mi z wózka. Powiedz, żeby nie uciekała. Ja chcę wozić kicię...
Gdy i mama była bezradna przerzucałam się na zabawy ze ślimakami :) Tych, z niewiadomych dla mnie przyczyn, na działkach było od groma i jeszcze trochę. Uwielbiałam je, z tymże obawiam się, że była to miłość nieodwzajemniona... chlip, chlip... Spośród uzbieranych przeze mnie ślimaków, wybierałam 4-5 i urządzałam im wyścigi! Ustawiałam je na początku ścieżki prowadzącej do altany, wyznaczałam metę, wołałam: "gotowi, do startu, start" i... oj, tu bywało różnie, najczęściej nie tak jak chciałam... Ślimaki najczęściej się mnie nie słuchały - potrafiły tkwić w miejscu, schować się do muszli, dezerterować na piach, skręcać w prawo, w lewo zamiast iść prosto... klęska, katastrofa, kataklizm!!! Tłumaczyłam im na wszystkie sposoby, to znów się złościłam a one - patrzyły się na mnie, jakby nie wiedziały, o co mi chodzi. Na szczęście, dla równowagi, bywały sytuacje, gdy ślimak dotarł do mety - oj, jaka była wtedy moja radość. Ba! Nawet nagroda była w postaci "spa" na płatku róży
Wiem, wiem rozgadałam się, ale pozwólcie, że jeszcze opowiem tylko tą jedną historię??? To musiała być jesień, bo i temperatura i stan przyrody na to wskazywały. Tata z jakichś powodów musiał pojechać na działkę i zabrał mnie ze sobą. Niedaleko działki był sklep...
- Tata, kup mi loda - proszę
- Jest zimno...(bla, bla, bla) - marudzi według mnie tata
- Ale tata, kup mi loda...
Chyba dla świętego spokoju w końcu mi go kupił, ba(!) nawet kupił po lodzie dla wszystkich pozostałych członków rodziny. To, że ja nie pomyślałam, jak je przechowamy i przeniesiemy do domu (bo lody kupiliśmy idąc na działkę), to chyba nie dziwi, ale że mój tata o tym nie pomyślał, to już insza inszość... Dochodzimy na działkę i co jeszcze dziwniejsze, to mnie tknęło:
-Tata, a gdzie przechowamy lody, żeby się nie rozpuściły? (lodówki na działce nie było)
Wtedy do mojego ojca dotarło...ale trzeba przyznać, że próbował wyjść z twarzą z sytuacji i stwierdził, żeby je wstawić do miski z zimną wodą. To, jaki efekt zastałam po godzinie przechowywania lodów w misce z zimną wodą - bezcenne! A śmiech bierze mnie za każdym razem, gdy sobie tą sytuację przypomnę
A jaka pozytywka mi to wszystko przypomina? Oczywiście kula śnieżna z kotami :) Koty kocham po dziś dzień...