My zaczęliśmy starania w pierwszą rocznicę ślubu :) I chociaż mi wszyscy tłumaczyli, że "zrobić dziecko" to nie takie hop siup, że na to potrzeba czasu, że niektórzy się miesiącami a nawet latami starają, to ja miałam przeczucie już następnego dnia, że to już. Zanim jednak ujrzałam dwie kreski to zrobiłam jakieś 4 testy, zaczynając już chyba 5 dni "po". Oczywiście w instrukcji pisało, żeby test wykonać najwcześniej w pierwszym dniu spodziewanej miesiączki, ale ja byłam tak niecierpliwa, że nie mogłam się doczekać. A pewna byłam do tego stopnia, że przestałam chodzić w tym czasie na siłownię, przestałam biegać, pić alkohol itp :) Pamiętam jak dziś ten dzień, w którym kreseczki wreszcie zobaczyłam. I to było 7 lipca, dokładnie w dzień, w którym miałam dostać miesiączkę. Wieczorem 6 lipca, Mąż otworzył czerwone półsłodkie winko i powiedział "napij się ostatni raz, bo jak jutro się okaże, że jesteś w ciąży, to się już dłuuugo nie napijesz" - pamiętam te słowa jak dziś. Na to winko się skusiłam :) Tak bardzo się nie mogłam doczekać, że w nocy spać nie mogłam.Wstałam o 6 rano i poszłam zrobić test. Zobaczyłam drugą niewyraźną różową kreseczkę, która stawała się coraz wyraźniejsza i aż mi się słabo zrobiło. Moja ogromna radość pomieszana była z lękiem. Co to teraz będzie :) Obudziłam męża i pokazałam mu test. On laik zupełny mi się pyta i co to oznacza? - No ja mówię DWIE KRESKI, kochanie jestem w ciąży! i się rozpłakałam - a on mi na to "to dlaczego ty płaczesz? ja chyba nie zrozumiem kobiet, przecież chcieliśmy dziecko" A ja tak bardzo uwierzyć w te dwie kreski nie mogłam, że tylko czekałam do 7:30 i poleciałam do apteki po kolejny test. Powtórzyłam i dopiero uwierzyłam ;)