Niezwykły miś na Dzień Dziecka!
- Zarejestrowany: 06.11.2014, 12:16
- Posty: 897
Czy pamiętasz swoją ulubioną maskotkę z dzieciństwa, swojego ukochanego misia? Odpędzał smutki i ciemności, zwalczał samotność i świetnie radził sobie z całym złem. Takie są właśnie misie Endo!
Niezwykły miś na Dzień Dziecka!
Zapraszamy do udziału w konkursie, w którym fundatorem nagród jest Endo.pl . Opowiedz nam historię swojego misia z dzieciństwa. Nagrodzimy 3 najciekawsze historie! Do wygrania Misie Endo w ubrankach.
Konkurs trwa do 28-go maja!
- Zarejestrowany: 23.10.2014, 09:58
- Posty: 4
Misiów w moim życiu było bardzo dużo. i choć jestem już dorosła - sama jestem mamą to niektóre z moich misiów są ze mną do dziś. Moim pierwszym misiem był miś o imieniu Oleś. Całkiem spory jak na tamte czasy misiek w kolorze czerwonym i w szarych spodenkach. Miś był nieodzownym towarzyszem wszystkich moich podróży z rodzicami. Zapadnięcie w sen bez jego towarzystwa nie wchodziło w grę. NAjwiększe dziecięce sekrety powierzałam właśnie jemu. Taki najlepszy przyjaciel co zawsze wysłucha i nikomu nie powtórzy:) Niestety jak każda pluszowa zabawka przechodził też różne operacje bo a to oczko odpadło a to dziurka się zrobiła. Aż w końcu nadszedł jego kres. Kolejny miś nazwany przez moją mamę różową świnką trafił do mnie jako prezent od niedoszłego mojego męża. I choć nam się nie udało i miś powinien być raczej niechcianym wspomnieniem to przez to że zawsze wracając do domu ze studiów przychodził powiedzieć mi dobranoc w rękach mojej niezyjącej już mamy stał się po jej śmierci najważniejszą maskotką w moim życiu. Nawet kiedy wyjechałam na stypendium za granicę miś musiał za mną tam przywędrować. I wędruje po dziś dzień wszędzie tam gdzie prowadzą mnie moje życiowe drogi. Trzeci jak do tej pory bardzo ważny miś pojawił się w moim życiu przypadkiem. Traf chciał że dokładnie wtedy kiedy w kinach pojawił się film TED stąd też mój miś nie mógł nazywać się inaczej jak właśnie TED. I o dziwo swoim sympatycznym wyglądem zjednał sobie mojego obecnego męża (przeciwnika zbieraczy kurzu) na tyle że nawet jak ja zapominam miśka wziąć do samochodu to on go umieszcza na tylnim siedzeniu i przypina pasami. TED stał się członkiem naszej rodziny i ma więcej zdjęć niż ja sama. Nasza mała córeczka jeszcze swojego własnego misia nie ma ale TED już czeka żeby móc się z nią pobawić pomimo że trochę się obawia czy wyjdzie z tych zabaw cało i zdrowo.
- Zarejestrowany: 15.05.2015, 13:36
- Posty: 2
Mój pierwszy miś jest średniej wielkości, puszysty i delikatny. Ma piękną dużą kokardę i jest super przytulakiem dla każdego. Aż wstyd się przyznać, ale ma prawie 30 lat i dostałam go w prezencie od mojej przyjaciółki, która będąc małą dziewczynką wyjechała z rodzicami do Niemiec. W wakacje jadę ją odwiedzić i chciałabym wygrać takiego misia, aby wręczyć go jako prezent dla jej małej córeczki Lijki. Na pewno będzie bardzo szczęśliwa mając ślicznego polskiego misia :)
- Zarejestrowany: 01.09.2011, 17:29
- Posty: 4
Moj mis z dziecinstwa przezyl do dzisiejszych czasow. Jest szorstki, zolty i zajechany :) ale i tak wywoluje usmiech na mojej twarzy. I usmiech na ustach mojego dziecka kiedy pyta : Mami a co tu jest ? :P
- Zarejestrowany: 17.05.2015, 15:38
- Posty: 6
Mój miś jest praktycznie moim równolatkiem - dostałam go ponad 29 lat temu na piersze urodziny. Dziś miś jest już niewyjściowy - stracił oczy i buźkę i ogólnie w ogóle nie przypomina słodkich pluszaków, jakie teraz można spotkać na sklepowych półkach. Taki tam miś z PRL-u... Ale darzę go sentymentem ogromnym i jest pierwszy na liście, kiedy wspominam swoje zabawki z dzieciństwa. Nie lalki Barbie, nie gry na Atari, nie pierwsze Tamagothi, ale właśnie ten flauszowy miś, który jest gdzieś tam ze mną od praktycznie zawsze.
- Zarejestrowany: 23.05.2015, 20:17
- Posty: 3
Moim przyjacielem w dzieństwie była maskotka - zielonego smerfa :) Dosć śmieszne , smerfy są niebieskie a moj tata kupił mi za granicą zielonego smerfa . Nazywał się on Leon , był wyjatkowy i dlatego przypadł mi do gustu , a był wyjatkowy dlatego , że był inny . Chyba sie usposobiłam z nim , nawet dzieci odczuwają w zyciu smutne chwile , miałam przeczucie , że przez to , że jest inny ma ze mną wiele wspólnego i dlatego był moim przyjaciele. Jest z nammi do tej pory , ale juz nie do przytulania i zabawy niestety jego wiek juz na to nie pozwala , ale gości na meblach u synka w pokoju ... Mam nadzieje , że moje dzieci kiedyś w swoich domach będą miały taką pamiątke z dzieciństwa.
- Zarejestrowany: 10.01.2010, 14:35
- Posty: 7481
Moj miś ma już ok 28 lat:) Pamiętam jakdzś jak tata przynusł wilkim prezroczytym worku....pluszowego niebieskiego misia...miałam wtedy jakiś 4albo 5 lat.Otrzymał imię Piotruś. i tak toarzyszyl mi clae dziedzinsto, poten liceum...zawędrował ze mną do akademika, a potem na kolejne stncje...az wreszcie miszka teraz z cala naszą rodzinka:) Jest już strasznie zniszczony..ale dla mnie jest najpieknijszy:) i nie zaminię go na zadnegoinego. teraz moja córka się nim czasem pobawi.....
- Zarejestrowany: 23.03.2014, 14:45
- Posty: 17
Mój miś był wyjątkowym misiem. Był dużą, brązową maskotką z czarnym błyszczącym noskiem i brązowymi oczkami. Niestety nie "przetrwał" do dzisiejszych czasów. Za to od kilkunastu lat mam białego pluszowego misia - którego dostałam od mojego męża z okazji Walentynek - z brazową kokardką i czerwonym serduszkiem z napisem "I love you". Ten miś dołączył do gromadki ukochanych maskotek mojego syneczka, który każdego dnia wita się z nim, karmi go i daje buzi na dobranoc:)
- Zarejestrowany: 17.05.2015, 13:58
- Posty: 2
Mój miś nie jest taki ładny i mięciutki jak dzisiejsze misie, ale nie ma co się dziwić-to miś odziedziczony jeszcze po mojej Mamci. Jest brązowy, duży (około 30 cm), niestety przez te liczne już lata bardzo zniszczony... Zaczęło się od mojej kotka Pikusia-żył jak byłam jeszcze malutka. Był wspaniałym zwierzęciem. Ze względu na to,że jestem "jedynaczką (ja jestem jedna i mam czterech braci)", to wszyscy uważali,ze jestem wyjątkowa, wspaniała i zasługuję na wszystko co najlepsze-moj kot tez tak uważał. Na wszystkich furczał i się jeżył, tylko do mnie przychodził na kolana, kładł się, mruczał i słodko usypiał. Na samo wspomnienie łza kręci się w oku. Był cudowny. Jak wychodziłam do przedszkola to odprowadzał mnie kawałek, a gdy miałam już wracać, to on zawsze siedział na kamieniu i mnie wypatrywał. Każdy się dziwił jak mądre może być zwierzę-że zna porę, że wie, kiedy bedzie 13 i będę wracała do domu. Pewnego dnia nie było na kamieniu, troszkę się zmartwiłam ale pomyślałam, że to normalne-Mama mi co roku powtarzała,że koty chodzą na wycieczki w marcu, żeby znaleźć swoje kotki i zakładać kocią rodzinę. (Dopiero teraz wiem,że chodzi o marcowanie:D). Gdy przyszłam do domu, to widziałam,ze jest coś nie tak a Mama szuka mi ciągle zajęcia: chodź porysujemy, pobaw się z braćmi. Troszkę to było zastanawiające-Mama zawsze była zapracowana aż tu nagle tak się mną zajmuje. Dopiero po kilku dniach Mama mi powiedziała,ze mojego Pikusia nie ma i już nie wróci. Długo płakałam. Naprawdę kochałam tego kotka. Wiedziałam,zę z nikim nie będę już tak blisko. Nikt mi tak nie zamruczy do ucha. Wtedy Mama pokazała mi swojego misia i opowiedziała,że miala podobnego pieska, która też Ją tak uwielbiał (jakiś czas potem Mama mi się przyznała,że nie miała takiego pieska tylko szukała sposobu,żebym całą moją miłość do kota przelała na Jej misia). Naprawdę wtedy mi ulżyło. Nasz miś zajmował mi tyle czasu: rozmawialiśmy, piliśmy herbatę, chodził ze mną do przedszkola. Był prawie jak mój Pikuś. Do tej pory bardzo cenię tego misia. Chociaż ma już dużo lat i jest zniszczony to i tak bardzo go kocham. Teraz studiuję, więc nie mam go ze sobą, ale mam nadzieję, że jak będę sie wyprowadzać z domu to Mama pozwoli mi go zachować dla siebie.
- Zarejestrowany: 19.02.2015, 08:47
- Posty: 308
Jak pewnie większość dziewczynek ja też w dzieciństwie miałam swojego pluszowego przyjaciela Misia. Ja i mój miś wspólnie spędziliśmy bardzo dużo czasu. Był okres w moim życiu, że bez misia nie ruszałam się nigdzie tam gdzie ja był i mój miś. Pewnego razu byłam na wycieczce w lesie z mamą i oczywiście
z misiem. Wymyśliłam sobie zabawę w chowanego i tak na zmianę to jak się chowałam i udawałam, że miś mnie szuka a potem była zmiana ja chowałam misia
i go szukałam. Zabawa była super po lesie pełno zakamarków pod drzewami
i krzaczkami do schowania się. Nagle wpadłam na pomysł, aby misia dobrze schować przykryłam go dużą ilością liści spory kawałek od polanki, na którym był koc i mama. Potem wróciłam i zaczęłam szukać misia. I nagle dramat nie pamiętałam, pod którym drzewem schowałam misia. Ja szukałam, mama szukała
i nic dla mnie czarna rozpacz misia nigdzie nie było. Łzy się lały a misia jak nie było tak nie było. W końcu mama powiedziała, że musimy już wracać, bo zaraz zajdzie słoneczko i zrobi się ciemno. A jak ja mogłam wrócić bez misia do domu takiej opcji nie było. I tak fantastyczna wycieczka do lasu prawie zakończyła się moim dramatem. Na szczęście a było już prawie ciemno misia udało się znaleźć. Dałam mu wielkiego klapsa za to, że tak się schowała i nawet nie próbował pomachać do mnie uszkiem gdzie jest. Od tamtej pory misia już nie chowam nigdzie - bo co będzie jak by się nie znalazł. To mój największy przyjaciel i od tamtej pory pilnuje go a do lasu już ze mną na wycieczki nie chodzi. Zawsze zostawiam go w domu żeby się nie zgubił. I tak z miłej wyprawy do lasu o mały włos nie straciłabym swojego jedynego misia. A tak mój miś dalej sobie siedzi na fotelu koło mnie, choć już stary jest - ale co najważniejsze nadal jest.
- Zarejestrowany: 14.05.2015, 12:35
- Posty: 13
Moim pluszowym przyjacielem z dzieciństwa był piesek, którego nazwałam Reksio. Była to jedyna zabawka, którą lubiłam się bawić i była ze mną dosyć długo bo aż 33 lata i obaj synowie zdążyli się z nią poznać, za nim zginęła.
- Zarejestrowany: 10.11.2014, 14:52
- Posty: 14
Miś Lulu - prawdziwym przyjacielem, zawsze wierny, oddany, kochany całym moim maleńkim wówczas sercem , zawsze gotowy do przytulania, wysłuchania moim dziecięcych sekretów, tajemnic, był moim księciem co chronił mnie przed nocnymi lękami i potworami czyhającymi za szafą, to z nim dzieliłam się moimi małymi – wielkimi osiągnięciami i sukcesami i to on był świadkiem moich łez jak coś mi nie wychodziło. Jak Lulu trafił w moje ręce – a mianowicie moim rodzice musieli wyjechać na kilka dni w jakieś ważnej sprawie, nie mogli mnie zabrać z sobą. Mama kilka dni wcześniej przygotowywała mnie do tego momentu – miałam zostać na te kilka dni u babci i dziadka – po raz pierwszy w moim bodajże około 4 a może 5 letnim życiu. A że byłam bardzo związana z moją mamą był to dla mnie bardzo stresujące i ważne przeżycie. Dzień przed planowanym wyjazdem rodziców mama podarowała mi Misia - mięciutkiego, brązowego z białym brzuszkiem… i rzekła iż On od dziś i już na zawsze będzie moim przyjacielem – moją "pomocną dłonią", którą w każdej chwili mogę ścisnąć i dzięki niemu będę czuć się bezpiecznie. Kiedy Lulu został przytulony przez ze mnie po raz pierwszy zrodziła się między nami miłość od pierwszego przytulenia. To Lulu pomógł mi przetrwać ten czas, gdy zostałam u dziadków sama bez rodziców, towarzyszył mi potem przez długie lata i to z nim mam najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa.
- Zarejestrowany: 18.04.2008, 22:57
- Posty: 161880
W naszej rodzinie wyjątkowy miś pojawił się gdy starszy syn dostał go od koleżanki męża jako maluszek. Co noc tulił go i z nim zasypiał. Gdy na świat przyszły nasze kolejne dzieci - córka i młodszy syn, dla każdego z nich ten miś był również najlepszą przytulanką do snu.
Po latach gdy urodziła nam się wnusia Oliwka odnalazłam tego wyjątkowego misia, odświeżyłam i podarowałam go jej, która od razu go polubiła i również był dla niej najmilszą przytulanką do zasypiania.
Kiedy na świecie pojawił się wnusio, synek starszego syna, od wnusi Oliwki "powędrował" nasz misio właśnie do niego i tak po prawie ponad 30 latach zagościł ponownie w życiu syna, od którego ta historia się zaczyna...
Kto by pomyślał, że ten niepozorny misio stanie się takim wyjątkowym Misiem...
Tu malutki wnusio Ziemusio z misiem tatusia...
- Zarejestrowany: 25.05.2015, 10:29
- Posty: 2
Mój najukochańszy misiek był gepardem a w sumie tym co z niego zostało :) Przekazywany z pokolenia na pokolenie, w środku nie miał już praktycznie nic, jedno oko - z doszytego zielonego (o zgrozo!) guzika, zmechacony i ogólnie wyglądający jakby go już jakiś pieseł pogryzł. Ale przecież to był najlepszy przytulacz pod słońcem. Nie policze ile razy mama chciała go wyrzucić albo chociaż wynieść na strych, ale dzielące nas uczucie było zbyt silne i gepard towarzyszyl mi przez całe dzieciństwo :) I nawet teraz jak go znajduję na strychu to zawsze wywołuje uśmiech na moich ustach :)
- Zarejestrowany: 20.05.2015, 07:18
- Posty: 2
Historia mojego Misia Opowieść o wspólnych latach. byl Najlepszy samiec Wsród moich misiów, odkąd go dostałam, ciagle Z Nim zasypiałam, GDY Rano Się budziłam ... leżał na podłodze, wtedy Szybko przejść podnosilam i patrzyłam CZY nic mu Się Nie Stalo, OD TEJ PORY MIS wysłuchał niejednego Mego żalu, niejednokrotnie nasiąkał moimi łzami TAK, ZE Dawno powinien miec Mnie Po prostu zniknąć dosyć ja, ale nie nie On trwał ï byl ZAWSZE ciągnęłam go ZA soba Wszędzie do kochania ï Miś tulenia, Też idealny pocieszyciel ale jako tez ocieracz łez Najważniejsza zabawka mojego dzieciństwa, Powiernik moich sekretów i obrońca PRZED koszmarami i potworami. Chyba Nie ma domu, w ktorým na półce, łóżku LUB fotelu nie nie siedzi miś.
Miś pluszowy, szczególnie dziesięciu Mój Wyjątkowy i ukochany, nie nie żart zwykla, pluszową zabawka. Nie, nie! Taki Miś, po z misiem, zeby bylo żartem kogo tulić, KIEDY pada deszcz. Ma Duże uszy, zęby Mieć coś zrobić targania i kochania. W końcu Miś ma Bardzo miękkie łapki, Które możemy trzymać za, KIEDY TYLKO chcemy. Trudno sobie wyobrazić dzisiejszy świat bez Pluszowego Misia. Jest towarzyszem dxirvi i doroslych w świecie beztroskiej zabawy oraz przyjacielem-powiernikiem największych sekretów i tajemnic.
- Zarejestrowany: 10.05.2015, 15:19
- Posty: 84
Miś mój wspaniały do dziś w sercu trzymany
Był wspaniałym kompanem do zabawy.
Pierwsza przytulanka jaką miałam
od kochanych rodziców dostałam.
służył mi jako przyjaciel i poduszka
Szeptał ze mnie kocha do mojego uszka.
Z bratem się dzielić nim nie chciałam
tak mocno go pokochałam.
na spacery, na szczepienia, w odwiedziny,
do przedszkola i rodziny
Wszędzie go ze sobą zabierałam
Zawsze z nim ubaw miałam.
Z biegiem czasu mama musiała go zszyć
Żeby mógł dalej ze mną być.
Chciałam by moje dzieci go odwiedziły
Skoro długie lata go nie zniszczyły.
Niestety kiedy byłam chora i w szpitalu leżałam
wbrew prośbą mamy misia zabrałam.
Skończyło się tak od mi go odebrali
i dali dzieciom w innej sali.
Długo płakałam, zapomnieć nie mogłam
Lecz w końcu pomyślałam że inne chore dzieci
Go bardziej potrzebują.
- Zarejestrowany: 08.10.2010, 20:36
- Posty: 230
Mój miś z dzieciństwa to typowy MIŚ epoki lat '80tych :-)
Zupełnie jak Miś Uszatek! Mało przyjemny w dotyku, szeleszczący jakimś słomianym wnętrzem ze szklanymi oczkami...ale jakimi oczkami...
Oczkami, które prosiły o przejażdżkę wózkiem wraz z lalami, o przytulenie przed snem i przyszycie łapki po brzemiennej w traumatyczną stratę łapki bitwie o Misia z moim bratem...
To Miś, który ukryty w szafie, jest ze mna do dzisiaj i będzie Misiem nr 1 dla mojego dziecka! :-)
- Zarejestrowany: 25.07.2010, 18:17
- Posty: 20
Niestety urodziłam się w latach, kiedy ninie kupowano dzieciom zabawek, ale mamy zawsze sobie jakoś radziły by dziecku zrobić jakąś przytulankę. Moją taką przytulanką były lalki zrobione z chustkek mojej babci. Mama potrafiła robić je doskonale, Zależnie od mojego nastroju i potrzeb był dobierany kolor chustki i materiał.Byłam szczęściarą że mam taką mamę , która to potrafiła, a kolezanki mi zazdrościły.
- Zarejestrowany: 11.12.2013, 13:08
- Posty: 2
Pamiętam mojego ukochanego misia Endo, który miał na imię Stefan. Chociaż nie był idealny bo miał jedną nogę krótszą i dlugi nos to był najcudowniejszą maskotką na świecie. Towarzyszył mi w każdej podróży bez niego nie potrafiłam zasnąć. Podczas pierwszego wyjazdu na kolonie zapomniałam zabrać go ze sobą i były to dla mnie trzy najgorsze nocki jakie mogła sobie wyobraźić mała dziewczynka. Dopiero kiedy wysłany przez rodziców Stefan doszedł pocztą rozpoczęła się dla mnie najlepsza przygoda na koloniach. Niestety podczas przeprowadzki mój ukochany miś gdzieś się zagubił czego bardzo żałuję bo mam teraz brata w wieku 4 lat, który bardzo lubi przytulanki.
- Zarejestrowany: 14.07.2014, 11:23
- Posty: 17
Każdy w dzieciństwie miał swoją ulubioną zabawkę. Jeden miał różowego słonia, inny przytulankę w postaci miśka. Miałam miśka i ja. No może moja przygoda z nim nie trwała zbyt długo, ale jednak ze kilka lat w pełni wystarczyły, żebym się do niego naprawdę mocno przywiązała, pokochała, aż w końcu oddała :). Ale po kolei : Miśka dostałam od mamy ( Wszystkiego najlepszego mamo z okazji Dnia Matki, tak przy okazji) :). Było to dobre 30 lat temu. Misiek miał na imię Śpioszek i był doskonałym panaceum na … sen. Mama opowiadała mi, że nawet jak przysypiałam, próbowała Śpioszka ode mnie z łóżeczka zabrać, to natychmiast zaczęłam płakać. Tak pokochałam tego „futrzaka”, że do 5 roku życia stał się moim nieodłącznym towarzyszem przeróżnych dziecięcych igraszek, swawoli. Dlaczego do 5 roku życia tylko? A to dlatego Kochani, że Śpioszek został przekazany w naprawdę dobre ręce … mojego młodszego braciszka !:) Nie miałam nawet chwili zastanowienia. Bardzo się cieszyłam, że będę miała braciszka i był to mój pierwszy prezent dla niego. I o dziwo Śpioszek miał chyba właściwości magiczne, ponieważ działał na brata identycznie jak na mnie jak byłam berbeciem. Teraz sama będę mamą:) ( listopad b.r.) i wiem, że pierwszym magicznym prezentem dla mojego szkraba będzie... misiek !!!. Muszę znaleźć tylko takiego pluszaka, który będzie miał magiczne właściwości … :)
- Zarejestrowany: 16.02.2012, 09:39
- Posty: 125
Jako dziecko dużo chorowałam. Rodzicie mieli ze mną niełatwo. Wiele nieprzespanych nocy, liczne zabiegi, nietrafione diagnozy. Dni...., później tygodnie spędzone na oddziale dziecięcym....to wszystko wiele kosztowało moją rodzinę.
Wszystko na szczęście się wyjaśniło...i kiedy moje ciało wyzdrowiało w głowie pojawiły się nawracające lęki które uderzały we mnie w nocy. Budziłam się z krzykiem i płaczem. Znów wszyscy zachodzili w głowę co jej dolega.
Historia moich koszmarów kończy się w dniu moich 8 urodzin. Babcia podarowała mi brazowego misia z jednym okiem z nadszarpniętym uchem i pocerowanymi łapkami. Powiedziała, że ta zabawka należała w dzieciństwie do mojego ojca. Teraz odnalazła go na strychu i daje go mnie, ponieważ miś wymaga opieki i miłości.
I tak pokochałam tego szmacianego misia całym swoim dziecięcym serduszkiem. Wreszcie miałam kogoś o kogo musiałam się zatroszczyć. Pamietam jak szeptałam mu do ucha przed snem bajki żeby się nie bał. To chyba wtedy w tych moich monologach do misiowego ucha uleciały moje koszmary. Nigdy nie nadałam mu imienia, był po prostu Panem Misiem.
Dzisiaj każde z moich dzieci ma swojego misia- łapacza złych snów. Sama wiem najlepiej ile ten kawałek futerka może zdziałać, kiedy wtuala się w nie dziecieca buzia.