Tylko niestety taki "element" potem może się mścić
dokładnie. nie raz zwracaliśmy się w sprawie sąsiadów o pomoc do straży miejskiej, policji, opieki społecznej. Byliśmy wtedy wytykani palcami, wyzywani od najgorszych. Dlatego teraz nie reagujemy. A dzieci (6 i 7 lat) nadal puszczone samopas, dewastują co popadnie, nie wspominając o ryzyku późnowieczornych zabaw na ulicy (bo kto widział dziecko w tym wieku biegające o 23:00 po ulicy?).
Dodam też, że niestety mam przyjemność bycia ofiarą przemocy domowej - bez bicia (choć zdarzyło się dwa razy, że zostałam uderzona, zdarzyło się, że byłam duszona, że poczułam nóż na brzuchu), ale taka przemoc psychiczna może być dużo gorsza. I niestety nic nie mogę zrobić. Mąż nie może pomóc, ponieważ wtedy stracimy mieszkanie i mnóstwo pieniędzy które w nie zainwestowaliśmy. Dlatego zamykam drzwi od pokoju i zaciskam zęby, kiedy mała śpi płaczę. Dla Antoni. Ale ona już widzi, co się dzieje, już koduje, już jest świadoma. I co? nikt nie reaguje.
Na pewno trzeba reagować... ale w jaki sposób... też kilka razy się nad taką sytuacją zastanawiałam się... na szczęście, jak do tej pory, nie miałam takiej sytuacji i oby tak dalej było...
ale jak policja przyjeżdża do wezwania to chyba od progu nie krzyczy kto "doniósł". a jeżeli coś tam się na prawdę działo to chyba warto dla pokrzywdzonych zeznawać w sądzie...
to normalne, żę każdy obawia się konsekwencji ale wyjściem jest nawet nasza telefoniczna anonimowa interwencja. Na szczęście nie miałam do czynienia z tego typu sytuacjami ale jesli miałabym pewność przemocy nie zostawiłabym tego.
ja telefonicznie nie umiem anonimowo - przez pracę mimowolnie zawsze jak gdzieś dzwonię to się najpierw przedstawiam...
Ja myślę że zgłosiłabym coś takiego anonimowo, żeby coś zrobić, ale uniknąć problemów z sąsiadami
u nas jest tak, że jak się dzwoni na straż miejską czy policję to anonimowe zgłoszenia olewają. Jak oni twierdzą - dopiero gdy ktoś zgłosi z nazwiska mogą coś zadzialać.
ja dzwonię na policję,na szczęście zdarzyło mi się to tylko raz.ale przyznam się że reaguję wtedy gdy krzywdzone są dzieci, może mam w głowie że dorosły powinien sam sobie poradzić? gochna nie wiem jak jest u ciebie w domu,ale z doswiadczenia wiem ,że jeśli się dręczycielowi nie postawisz to nic się nie zmieni ,musi wiedzieć że nie jest bezkarny. jestem dzieckiem z tzw. porządnej rodziny gdzie ojciec katował rodzinę a mama nie miała sił żeby nas obronić ,częściowo ze strachu częściowo bo nie miała gdzie pójść.z pozycji dziecka w takiej rodzinie powiem ci że to zostawia ślad na całe życie-ja myślałam o samobójstwie.wyjście na prostą zajęło mi 4 lata terapii dla dorosłych maltretowanych jako dzieci.a sąsiedzi o wszystkim wiedzieli i uznali to za sprawę "wewnątrzrodzinną".
czasami jak Młody dawał nam popalić i strasznie krzyczał to zastnawialiśmy się z mężem czy może ktoś zadzwoni bo nie wiadomo co się temu naszemu dziecku dzieje. oczywiście przy maltretowaniu często słychać też kata ale nie można przecież założyć że do bicia trzeba używać też ust. dlatego to takie trudne - ocenienie kiedy coś się dzieje nie tak...
Ja mieszkam na wsi i odlegości miedzy domami są spore... a mały miał ta bolesne kolki .... jak skończył miesiąc krzyczał strasznie to sąsiad przyszedł zapytać co się dzieje... było lato, okna pootwierane i sie zaniepokoił... i dobrze zrobił...wytłumaczyłam w czym rzecz i było ok:)
Odpowiedź na #12
Mieszkałam w Olsztynie, gdzie odkąd pamiętam mieszkała tam rodzina patologiczna. Za ścianą. Nadal tam mieszkają moi rodzice i siostra z rodziną. Żona, dzieci był bite, ojciec wciąż pijany. Teraz tam mieszka jedno z tych dzieci i sytuacja ta sama. Teraz on bije swoją konkubinę i dzieci, ona ucieka z domu, za chwilę wraca i lądują w łóżku, drą się wtedy niesamowicie. Muzyka na full o każdej porze dnia i nocy.
Moja siostra interweniowała, całą resztę sąsiadów to za przeproszeniem g.. obchodzi. Raz przyszła policja, dostał pouczenie, następnym razem nawet nie otworzył, a policja wtedy nic nie może zrobić. Po kolejnej interwencji pani dzielnicowa stwierdziła, że owsze znana jest ta rodzina, ale może poczekać z tydzień, może się poprawi... Szlag trafia. Szkoda tylko tych dzieci. Siotra boi się, bo przecież nieraz waliła w ścianę próbując ich ściszyć. Jak taki podnosi rękę to może się dalej posunąć. Każdy wie jakie kto ma auto z sąsiedztwa. zaraz może stać mu się jakaś krzywda. Nie udowodnisz kto był sprawcą.
Błędne koło...
jakiś czas temu mieliśmy sąsiadów,u których praktycznie c wieczór słychać było krzyki,płacze...niejdnokrotnie wzywaliśmyz innymi sąsiadami policję,dzwoniliśmy do drzwi,by się uspokoili.i co to dało?gdy przyjeżdżali policjanci żona broniła męża,udawała,że nic się nie stało.a kto wołał pompcy?szok.a najlepsze,że co niedzielę całą rodzinką chodizli na msze do kościoła...
kiedyś będac na szkoleniu wyszliśmy całą grupką na przerwę a że była to niedziela więc i troche ciszy wokół. Budynek szkolen znajdował się w srodku blokowiska i kiedy tak odpoczywaliśmy, usłyszeliśmy gdzież z wysokiego piętra krzyk, wołanie kobiety. Trwało to dłuższą chwilę. Ciężko było namierzyć skąd dobiega wołanie...Ale ten krzyk i wołanie powoduje ciary nawet teraz.
w zeszłym roku na przemian z sąsiadami wzywaliśmy policję i straż miejską średnio 2-3 razy w tyg patologia z sąsiedztwa sobie imprezy robiła w podwórzu (nie mam pojęcia co to za atrakcja koło śmietika siedzieć) był alkochol, wyzwiska, głośna muzyka i do tego dzieci biegające wokoło aż żal się robiło od patrzenia :/
w tym roku odpukać narazie spokój!
Mój mąż opowiadał kiedyś o znajomej z pracy, która przyszła z podbitym okiem. Podobno ze schodów spadła. Na oko spadła??? Zapytał, czy nie potrzebuje pomocy. Odpowiedziała, że nie. Zastanawiam się, czy to strach przed zmianą czy niewiara, że można żyć normalnie, inaczej.
miałam taką koleżankę. mąż walił nią o ścianę - głową trzymając ją za włosy. takie "kochające się" małżeństwo. pokazała mi swoje siniaki. i o zgrozo przyznała że to nie pierwszy raz. zrobiłam jej wykład że powinna go zostawić bo jak ją uderzył to nigdy nie przestanie. wysłuchała, przyznała racię i temat się skończył. a ona potem zadzwoniła sobie do niego i tak sobie "tiutali" przez telefon że mnie na wymioty zebrało. zostawił go dopiero jak się okazało że ma drugą. pewnie jakby się nie przyznał do romansu to trwałaby w tym chorym związku i na "spadaniu ze schodów" by się nie skończyło.
zadzwoniłabym anonimowo- sama mam dziecko i nie chcialabym mieć jakichś problemów z tego powodu
Trzeba reagować, żeby nie było za późno, ale też wolałabym pozostać anonimowa