Witam wszystkich .
Na początku muszę sprostować słowa „joasi".
Nie jestem „saperem" - byłem nim :) ale „pirotechnikiem" - jest drobna różnica w wykonywaniu tego „zawodu".
Co tak naprawdę się stało? 09.11.2010 r.
Napiszę tyle co pamiętam - oraz pominę to co stanowi tajemnicę służbową.
„widzę czarny dym i ogień , moim ciałem rzuca gdzieś do tyłu - w głowie wielki huk oraz miliony myśli - „Perełka", Uleńka, dom, tyle spraw do załatwienia itp.
W oddali gdzieś głos „medyk-medyk....."
Ktoś rzuca się do mnie, ściąga kurtkę wyprowadza z rejonu :(
Rzucam „Ku...a gdzie moje oczy - nic nie widzę.
Ktos prowadzi mnie do „karetki" powoli otwieram lewe oko - cos widzę ( uff )
Prawego nie czuję ( ktos z boku rzuca „mięchem na temat mojego oka (prawego).
Wyciagam komórke i na pamięć ( intuicyjnie) wybieram numer do „Perełki" informuję, szybko o swoim wypadku ( że jestem ranny) i o szpitalu do którego będę wieziony. Na więcej nie mam sił.
Jakie obrażenia miałem ( czy mam) - nie napiszę, jest ich dużo. Najpoważniejszy jest stan mojego prawego oka.
Teraz jestem w domku z cudowna żonką i dziećmi.
O swojej psychice nic nie napiszę :( - daleko jej do normy.
Najważniejsze, że mam na miejscu i prawe oko ( po wielu zabiegach zaczynam widzieć ) - to dal mnie najważniejsze.
W pracy pamiętają o mnie - telefony nie milkną :)
A ja?
No cóż - chcę wrócić do zawodu ( moja żonka jest chyba zła za to?)
Dziękuję za miłe słowa.
Pozdrawiam - oraz wybaczcie ale za często nie będę jeszcze zaglądał - musze dbać o oczy.