u mnie to chyba ta, kiedy z moim byłym poszliśmy późnym wieczorem na spacer i zawędrowaliśmy na leśną ambonę. Niezwykłe w tym wszystkim było to, że po kilkunastu minutach usłyszeliśmy kroki i... strzały. Tak, tak. Tak sobie miło gruchaliśmy i patrzyliśmy w gwiazdy, ze nawet się nie zorientowaliśmy, że uczestniczymy w polowaniu
W zasadzie było to kłusownictwo, ale ani zejść i uciec, ani się ujawnić. Więc tak tkwiliśmy uwięzieni jak księżniczka na wieży z rycerzem u swego boku.