Kazimierz K. (76 l.) z Witoszowa Dolnego umarł z wycieńczenia, mimo że mieszkał ze swoimi córkami. Upoważnił je do odbierania swej emerytury, a one po jego śmierci tłumaczyły się, że przestał jeść z... powodu braku apetytu. Gdy koszmar wyszedł na jaw, wygłodzony emeryt ważył ledwie 35 kg! Tyle, co ofiary z nazistowskich obozów koncentracyjnych!
Tłumaczenie córek: "Miałam swoją rodzinę", "Ojciec nie miał apetytu".
Córki nie poczuwały się do opieki nad własnym ojcem, ale poczuwały się do odbioru jego emerytury.
Takie wypadki nie są odosobnione. Osobiście poznałem pewną sytuację, kiedy dziewięćdziesięciokilkuletnia babcia zmarła z głodu. A gdy lekarz przyjechał stwierdzić zgon, zobaczył kanapkę nadgryzioną, zaś usta babci wysmarowane masłem. Tłumaczenie: "Nie miała siły zjeść. Jeszcze kawałek kanapki został". W innym wypadku bliska rodzina trzymała dziadka w komórce i czekała aż umrze. Dalsza rodzina odwiedziła ją przypadkiem i zainteresowała się dziadkiem. Wzięła go do siebie gdzie dziadek pożył jeszcze 16 lat do śmierci w wieku 96 lat.