Jestem w cięzkim szoku.
Mój mały żywioł zwany Antonią poobijał sobie buźkę (upadek na zjeżdżalni i "czołówka" ze ścianą pokoju. Efekt? Opuchnięta i zasiniona prawa powieka i prawy policzek. Dla odprężenia poszłam z małą na spacer. I starsza pani na widok buzi Antoni powiedziała, że mam jej te siniaczki delikatnie posmarować... masłem lub margaryną i że następnego dnia śladu nie będzie. Postukałam się w głowę i uśmiechnęłam pod nosem, ale z ciekawości zrobiłam tak jak mi pani poradziła. W efekcie córcia ma tylko delikatne siniaczki, które nie rzucają się już tak w oczy.
Dodam, że ponoć ta metoda działa na świeże sińce.
Słyszałyście o tym? A może stosujecie tę metodę? Co o tym myślicie?