Opublikowany przez: Kasia P. 2017-02-08 11:22:21
Autor zdjęcia/źródło: Adopcja dziecka @ pressfoto / Freepik
Wokół adopcji narosło tyle stereotypów… Mam wrażenie, że rozmowa o adopcji będzie niczym odgruzowanie wielkiej sterty krzywdzących stwierdzeń i koncepcji. Warto podkreślić, że mowa o czymś niezwykle ważnym. Jedna decyzja, która zależy od kochającej się pary, może zmienić życie innego człowieka. To nie magia, bohaterstwo, ale z pewnością wyraz odwagi, która towarzyszy każdemu rodzicowi, decydującemu się na dziecko. Tutaj jednak jest inaczej, decyzja staje się pełnym miłości wyzwaniem dla całej rodziny. Tym, którzy się nad nią zastanawiają, podsuwam słowa Magdy Modlibowskiej, która własnym doświadczeniem, wskazuje drogę innym.
Moim zdaniem dlatego, że w Polsce przez wiele lat myślało się o adopcji, i nadal patrzy się na adopcję, jak na czubek niepłodności. Natomiast niepłodność jest owiana ogromnym wstydem. Ludzie to bardzo ukrywają. Jeśli nie masz ręki, nogi czy ucha to wszyscy ten stygmat widzą, trudniej natomiast jest współczuć komuś i wyobrażać sobie cierpienie kogoś, kogo braków po prostu nie widać. Adopcja z kolei całą tę sytuację obnaża. Kiedyś uważało się, ponieważ nie znano wielu koncepcji psychologicznych, nie znano teorii przywiązania itd., że trzeba po prostu dać dziecko, które jest osierocone takiej niepłodnej parze i będzie tak jakby to było naturalne. Oczywiście robiono to w dobrej wierze. Mówiono rodzicom, by odcinali dziecko od jego historii, ukrywali akt adopcji i przez to właśnie temat adopcji jest owiany wielką tajemnicą. Teraz w wielu ośrodkach adopcyjnych uczy się i mówi się o tym, jak bardzo ważna dla całej rodziny jest jawność adopcyjna. Mimo wszystko jednak ocena społeczna jest taka, że adopcja jest pewną ułomnością. Wszyscy chcą być normalni, nie chcą mieć żadnych dysfunkcji, nie chcą być inni, nie dążą do tego by się wyróżniać, więc często fakt adopcji zasłaniają przed światem. Nikt nie pyta jak się z tym czują…
Bardzo głęboko odczułam to we własnym życiu. Ludzie często zachowują się niestosownie wobec moich dzieci i to jest bardzo nie fair. Jestem dorosła i jeśli ktoś w relacji ze mną powie coś przykrego, to mam narzędzia, żeby zareagować. Mogę powiedzieć, że ktoś sprawił mi przykrość i, że mi się to nie podoba itd. Dziecko jest natomiast bezradne w takiej sytuacji i bierze wszystko głęboko do siebie. Moje córki obniżały swoje poczucie wartości, bo ktoś np. powiedział: O, to nie mogłaś mieć swoich dzieci… Taki drobiazg, ale córki stojące obok mnie, poczuły się jakby nie były moimi dziećmi. To odium po pierwsze wielkiego wstydu niepłodności, a po drugie tego wielkiego bohaterstwa, komentowanego wielokrotnie: O, to adoptowałaś dzieci? Jesteś bohaterką! Te wszystkie dziwne reakcje sprawiają, że możemy czuć się atakowani i zamykać ze swoją sytuacją. Reakcje są bardzo różne, ponieważ krążą nad nimi nadal stereotypy.
No super jeśli ktoś mówi: Wow! Jesteś taką bohaterką, bo adoptowałaś cudze dzieci! No pewnie, kto by nie chciał być superbohaterem! Prawda jest jednak taka, że ja nie jestem bohaterem, bo w mojej decyzji o adopcji jest dużo egoizmu. Mam dzieci taką drogą, a nie inną. Nie dało się inną, to mam tą. Nie poszłam zbawiać świata do ośrodka adopcyjnego, ale poszłam szukać dziecka, bo chciałam kochać dziecko, chciałam być mamą. To był mój cel. Nie jestem bohaterką. Co prawda są procedury i to wymaga wielu starań, ale my po prostu chcemy mieć dzieci. Trzeba jeszcze odczarować adopcję, żeby była świadomość, że jest ona powszechna, a nie tak jak to obecnie wygląda schowana. Dlatego trzeba ją upowszechnić także w rozmowach.
Nie. Zdecydowanie nie i myślę, że nie powinno się tego przedstawiać w tym samym świetle. Adopcja nie jest gorsza, nie jest lepsza, ale trzeba zauważyć, że jest po prostu inna. Pamiętam pierwszy moment kiedy byłam jeszcze mamą jedynaczki. Siedziałam wtedy w pracy i jedna z koleżanek spodziewała się dziecka, inne były mamami, więc rozmawiałyśmy o macierzyństwie i w końcu zaczęłyśmy się dzielić tym, która z nas jaką porodówkę wybrała i w końcu padło pytanie do mnie: A Ty Magda gdzie rodziłaś? Odpowiedziałam: Ja swoją córkę adoptowałam i…zapadła długa, krępująca cisza. Poczułam się wtedy strasznie. Nagle wszystko zamarło. To były same sympatyczne osoby, które nic przykrego nie chciały mi powiedzieć, ale po prostu nie wiedziały co z tą informacją zrobić… Druga sytuacja nastąpiła po tym jak adoptowałam drugą córkę. Wyjechaliśmy do Szwecji i siedzieliśmy w gronie szwedzkich znajomych. Wtedy zaczęła się rozmowa o porodach domowych i znajomi bardzo chcieli się dowiedzieć jak to wygląda w Polsce. Powiedziałam, że ja moje dziewczyny adoptowałam i od razu pojawiła się lawina zwyczajnych pytań: Ile miały lat? Czy są biologicznym rodzeństwem? etc. Poczułam się wtedy normalnie. Mój temat nie różnił się w oczach moich rozmówców od innych tematów, na które rozmawialiśmy. To była niewiarygodna ulga. Myślę więc nadal o pierwszym pytaniu, które zadałaś. Trzeba w Polsce odczarować adopcję. Jesteśmy daleko za innymi państwami i jest to macierzyństwo pełne takich wyzwań, jest ono zupełnie inne niż biologiczne w kontekście społecznego postrzegania. Ja nazywam rodzicielstwo adopcyjne „plus”, bo ma w sobie wszystko to co biologiczne, plus to co adopcyjne.
Na temat politycznej atmosfery wokół adopcji w Polsce czytaj tutaj - „Ręcę precz od adopcji”>>
Jest jedna rzecz najważniejsza w tym procesie i nie da się jej ominąć, to telefon do ośrodka adopcyjnego. Pierwsza jest decyzja. Można się z nią nosić latami, ale najważniejsza jest ta rozmowa telefoniczna. Zweryfikują w niej wiele ważnych rzeczy: staż małżeński, wiek, warunki bytowe, brak karalności, podstawy motywacji, stan zdrowia. Jeżeli te pierwsze formalności są sprawdzone podczas rozmowy telefonicznej, wtedy para umawia się z ośrodkiem na spotkanie. Z reguły rzecz się zaczyna od zebrania stosownej dokumentacji. Pierwsze spotkanie zajmuje co najmniej godzinę albo dwie. Można na nim zadać wszystkie pytania i właśnie na tej rozmowie zakłada się tzw. teczkę kandydatów. Po tej pierwszej rozmowie startuje proces, ale można wrócić w dowolnym momencie, kiedy para będzie gotowa. Na kolejne spotkania, a jest ich co najmniej sześć, para umawia się z przeznaczonym jej psychologiem i z nim pracuje. Zazwyczaj spotkania odbywają się raz w miesiącu, ale można poprosić o dłuższą przerwę, jeśli jest coś do przepracowania. Po tym cyklu komisja decyduje, czy para jest gotowa i wysyła ją na szkolenie, po którym następuje właściwa kwalifikacja. Od tego momentu zaczyna się faktyczna ciąża adopcyjna, bo wiemy, że będzie dziecko, ale nie wiemy kiedy. Czekamy na telefon. Okres oczekiwania sięga nawet czterech lat. Ja na drugą córkę czekałam trzy lata. Potem jest właśnie telefon, który zapada adopcyjnym rodzicom w pamięci na całe życie i po tym telefonie następuje spotkanie w ośrodku. Następnie czytamy dokumenty, historię dziecka, a potem przechodzimy do pierwszego kontaktu z dzieckiem. Po kontakcie z dzieckiem rodzice decydują, czy są już gotowi i czy decydują się adoptować to konkretne dziecko do domu. Składa się dokumenty do sądu i wtedy mogą być dwa stany: tzw. „okres styczności” wtedy dzieckiem opiekują się przyszli rodzice albo odwiedzamy dziecko w ośrodku. Potem jest rozprawa i orzeczenie sądu, które uprawomocnia się 21 dni i w końcu dochodzi do najszęśliwszego momentu: zostaliśmy rodzicami!
Za wywiad dziękujemy
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.