Nie ma nic wspanialszego jak wiara dziecka. Wiara w coś co Mu dajemy. Mikołajki są jedną z takich spraw, którą możemy im sprezentować. Dokładnie możemy podarować magię tego zwyczaju. Pewnie każdy z Was uśmiecha się na samą myśl – te oczy przejęcia i wysunięty język kiedy nasza pociecha pisze/maluje swój pierwszy lub kolejny list z prośbą o prezent. Ten pęd by sprawdzić czy 6 grudnia Mikołaj coś przyniósł. Ta radość gdy znajduje się podarunek. Warto być Mikołajem no nie?
Dla mojej rodziny w tym roku taka zabawa odbywa się po raz pierwszy. Młody jest na tyle dojrzały i świadomy, że wie już, że ktoś taki jak Mikołaj istnieje. Po raz pierwszy z wypiekami na twarzy malowaliśmy do niego list. Nie wiem kto miał większe – ja czy Młody? Potem list zostawiliśmy na parapecie by rano ze zdziwieniem stwierdzić, że został zabrany. Młody strasznie się cieszy. A ja jeszcze bardziej. Opowiadam, że jak będzie grzeczny to Mikołaj odpowie na Jego list i przyniesie Mu prezent. Za kilka dni. Nie wiem ile z tego trafia do mojego dziecka, a ile nie… ma w końcu dopiero 2,5 roku. Ale nie silę się na szczegóły. Dla mnie i dla Niego Mikołaj istnieje. Nie opowiadam o saniach, o reniferach, o rozdawaniu prezentów na całym świecie przez jedną noc. Na to chyba przyjdzie jeszcze pora. Choć z drugiej strony zastanawiam się czy w ogóle ubarwiać tę tradycję w takie szczegóły. Wiem, że kiedyś, za kilka lat Młody się dowie, że to tylko wymyślona historia. Dla niektórych dzieci taka świadomość jest straszna. A może po prostu powiedzieć tylko o tym, że jest ktoś taki jak Mikołaj? W końcu w tym stwierdzeniu nie ma fałszu. Bo każdy kto daje 6 grudnia prezent jest przecież Mikołajem. Magia tradycji w życiu każdego z nas jest ważna. I chociażby te wydarzenia były tylko bajkowe, wymyślone to jest na nie miejsce. To one kształtują naszą wyobraźnię, wrażliwość i przywiązanie do tradycji bycia dla siebie dobrym. W byciu Mikołajem, w dawaniu prezentów w imieniu wymyślonej postaci nie ma przecież nic zdrożnego.
Nie wiem jeszcze jak będzie u nas w rodzinie? Czy Młody uwierzy w takiego Mikołaja sunącego saniami po niebie i wchodzącego do mieszkań przez komin (o zgrozo – u nas nie ma komina)? Jedno wiem na pewno – tej tradycji Mu nie odbiorę. I będę się starała by do prawdy o Mikołaju dorósł. Że kiedy się o tym dowie – czyli albo nas podpatrzy, albo ktoś mu powie to będzie potrafił z tej prawdy wyciągnąć największą naukę – że ma rodziców, którzy dla Niego stawali się rok rocznie Mikołajami. Bo Mikołaj istnieje – i jest nim każdy z nas.
Skleciła Kaśka K. (mama Tymka)