
Zaczęliśmy się spotykać w 1991 roku, a już dwa lata później – 17 kwietnia 1993 zostaliśmy małżeństwem. W dniu ślubu oboje mieliśmy po dwadzieścia lat. Byliśmy młodzi i szaleńczo w sobie zakochani. Po ślubie zamieszkaliśmy z moimi rodzicami i żyliśmy szczęśliwi i z optymizmem patrzyliśmy w przyszłość.

Darek zarabiał na życie, ja zajmowałam się Damianem. W międzyczasie wyprowadziliśmy się do mieszkania Darka rodziców do Niedrzwicy Dużej i zamieszkaliśmy tam z jego bratem.
W 1997 roku znów zaszłam w ciążę i urodziłam naszego drugiego syna – Kamila. Tym razem też nie obyło się bez problemów. Ciśnienie oczywiście się rozregulowało, więc ciąża, poród i pierwszy czas po, był dla mnie bardzo trudny. Nasza rodzina się powiększyła, więc i pieniędzy potrzebowaliśmy więcej. Postanowiliśmy, że pójdę do pracy. Już nawet miałam zacząć pracować w pobliskim sklepie, ale niestety podczas badania lekarze wykryli u mnie na prawym płucu guza… Przeraziłam się, myślałam, że zbliża się mój koniec i Darek zostanie sam z dziećmi. Na szczęście jednak guz nie okazał się złośliwy. Lekarze usunęli nowotwór i mogłam wrócić do domu, do rodziny.

Atmosfera w naszym domu zaczęła się psuć. Wszystko za sprawą pieniędzy, których brak coraz bardziej nam doskwierał. Utrzymać dzieci i niepełnosprawną żonę za 900zł miesięcznie – bo tyle właśnie zarabia Darek, nie jest łatwo. Ale dawaliśmy radę. Jakoś zawsze starczało nam do pierwszego…
Moja sytuacja się ustabilizowała, więc znów mogłam pomyśleć o pójściu do pracy. W 2005 roku jednak zaszłam w ciążę i urodziłam córkę. Gdy Madzia przyszła na świat, zaczęło nam być jeszcze ciężej. Nie mamy jej jednak z kim zostawić, a na wysłanie dziecka do przedszkola nas nie stać. Zostałam więc w domu i zajmuję się dziećmi…
Rachunki i leki kosztują tak drogo, że na przeżycie zostaje nam około 500zł miesięcznie. Ja do pracy pójść nie mogę, bo nie mamy z kim zostawić dziecka, zostaje więc nam wegetacja od pierwszego do pierwszego. Darek też tego nie wytrzymuje. Pracuje od rana do wieczora, żebyśmy mieli za co żyć. Zrobił się nerwowy i drażliwy, a w dodatku cały osiwiał…
Nie wiem, co możemy jeszcze zrobić, aby nasze życie zaczęło być normalne. Chciałabym kupić dzieciom nowe ubrania, starszym dać kieszonkowe, kupić czasem jakiegoś cukierka… Niestety nie mogę sobie na to pozwolić. Mikołaja też w tym roku prawdopodobnie u nas nie będzie…
wysłuchał:
Marcin Osiak
m.osiak@familie.pl
Jeśli chcesz i możesz pomóc Monice i jej rodzinie, zgłoś się do nas i napisz na adres redakcja@familie.pl lub zadzwoń pod numer 89 539 76 32