Czy rozwód musi oznaczać rozstanie z Kościołem? Na to pytanie odpowiedź znajdziemy w pierwszym praktycznym poradniku dla katolików po rozwodzie.
W Polsce rozpada się już co czwarte małżeństwo. Jednocześnie w sądach biskupich pojawia się coraz więcej wniosków o uznanie nieważności małżeństwa. Wielu ludzi dopiero po rozwodzie spotyka prawdziwą miłość. I właśnie wówczas rozpoczyna się ich dramat, ponieważ w świetle nauczania Kościoła, małżeństwo zawiera się raz na całe życie. Co zatem proponuje Kościół dla rozwiedzionych katolików?
Z pomocą przychodzi „Miłość z odzysku". Praktyczny poradnik poruszania się w gąszczu procedur związanych z procesem o unieważnienie związku oraz próba połączenia nauki Kościoła z doświadczeniem duszpasterzy. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak publikujemy niewielki fragment książki.
Józef: Pierwszy raz zobaczyłem ją na studiach. Poznaliśmy się przelotnie. Zresztą wtedy jeszcze lepiej niż Weronikę znałem jej męża - miły facet, sporo starszy ode mnie.
Los tak się potoczył, że i Weronika, i ja niemal w tym samym czasie otrzymaliśmy pracę w emdeku - dzielnicowym młodzieżowym domu kultury. A to takie miejsce, że poza robieniem ciekawych rzeczy z młodymi ludźmi, ma się sporo czasu na rozmowy z innymi pracownikami. Na początku to miała być przyjaźń. Mieszkałem wtedy z dziewczyną, która wydobyła mnie z dołka, kiedy moja pierwsza żona odeszła do innego faceta po sześciu latach małżeństwa. Zdałem sobie sprawę, że między Weroniką a mną narasta fascynacja estetyczna i intelektualna, coraz bardziej energetyczna, coraz bardziej intensywna - i coraz bardziej dwustronna. Ten dziwny układ pchnął mnie do decyzji o ślubie z moją pocieszycielką. To było wyrachowane: wiedząc, że najważniejsza dla mnie kobieta jest mężatką, chciałem dołożyć do oddzielających nas barier jeszcze jedno „nie". Ale oczywiście to wcale nie zadziałało. Wreszcie, cztery lata temu, wzięliśmy z Weroniką ślub. Została moją trzecią żoną.
Weronika: (...) Nie mieliśmy poczucia, że zaczynamy się ocierać o niebezpieczną granicę. (...) Z Józefem zaczął wiązać mnie taki poziom fascynacji, taka intensywność uczucia, że mąż gdzieś w tym wszystkim niknął. Mąż był zresztą bardzo tolerancyjnym człowiekiem, bez grama małostkowości. Do pewnego momentu opowiadałam mu niemal wszystko o swoim koledze z pracy. A było o czym, bo sporo wiedziałam. Z Józefem chodziliśmy po pracy na kawę i wtedy, gdy siedzieliśmy przy stoliku, moje słowa sprowadzały się głównie do przekonywania Józefa, że żyję w udanym małżeństwie i jestem szczęśliwa. (...) Kiedy rozstałam się z mężem, zadzwoniłam i powiedziałam spowiednikowi o tej decyzji. Zaczął mnie pocieszać, przekonywał: „Masz prawo. Bo trzeba przecież czasem od siebie odpocząć". No i tak myślę: „Zaraz, coś tu się nie zgadza. Chyba w mojej historii brakuje jednego elementu". „Jest inny mężczyzna" - mówię. Wtedy on zamilkł. Po dobrej chwili westchnął: „To zupełnie inna rozmowa, siostrzyczko". Zapraszał mnie wielokrotnie na spotkanie. Nigdy nie poszłam. Bo wiedziałam, co mi powie i że wcale nie chcę tego usłyszeć. Nie szukałam pomocy dla swojego małżeństwa. Rozwód brałam po dwudziestu latach spokojnego, dobrego związku. W dwa lata po tym, jak poprosiłam męża, żeby się wyprowadził. Zapaliła mi się wtedy w głowie czerwona lampka i zaczęło męczyć pytanie, że skoro małżeństwa tak dobrane jak moje - a byliśmy naprawdę zgodną i dobrą parą - więc skoro takie małżeństwa w gruncie rzeczy się nie udają, to po co ryzykować tak szalony scenariusz z Józefem? (...) Wiedziałam, że Józef miał z pierwszą żoną ślub sakramentalny i że wszedł w kolejny związek, cywilny. Ciągle sobie zadawałam pytanie: jak mielibyśmy sformalizować nasze bycie razem? Ale on był zdesperowany i konsekwentny. Wreszcie pobraliśmy się, bez rozgłosu, na drugim końcu Polski. (...)
Rozwiedzeni nie mogą czuć się odłączeni od KościołaW 1980 roku Jan Paweł II zwołał Synod Biskupów poświęcony współczesnym problemom rodziny. Rok później wydał adhortację apostolską
Familiaris Consortio, która do dziś najpełniej wykłada stanowisko Kościoła wobec związków niesakramentalnych. W 84. punkcie Familiaris Consortio czytamy: „
Codzienne doświadczenie pokazuje niestety, że ten, kto
wnosi sprawę o rozwód, zamierza wejść w ponowny związek, oczywiście bez katolickiego ślubu kościelnego". Papież nazwał ten problem „naglącym" dla Kościoła. Jan Paweł II mocno podkreślił, by nie traktować wszystkich przypadków jednakowo, „zachodzi bowiem różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo". Zauważył też, że niektórzy zawierają nowy związek „ze względu na wychowanie dzieci, często w sumieniu subiektywnie pewni, że poprzednie małżeństwo, zniszczone w sposób nieodwracalny, nigdy nie było ważne". Następnie zaznaczył, że rozwiedzeni nie mogą czuć się odłączeni od Kościoła, a na mocy chrztu pozostają zobowiązani do uczestnictwa w jego życiu.
