Sześciolatki do szkoły
Jestem przeciw
Anna Bryl-Pędziwiatr z Olsztyna, mama 5-letniego Maćka i 10-letniego Kuby, olsztyńska koordynatorka ruchu "Ratuj Maluchy!" zebrała 3 tys. podpisów przeciwko nowemu projektowi reformy, obniżającej wiek szkolny do 6 lat.
Dlaczego jest pani przeciwna nowej ustawie?
W ubiegłym roku zdałam sobie sprawę z tego, co się stanie, gdy moje dziecko pójdzie wcześniej do szkoły. Mój syn jest kompletnie nieprzygotowany na pójście do szkoły, a szkoła nie jest przygotowana na niego. Między niektórymi sześciolatkami i siedmiolatkami jest po prostu przepaść. Szkoła nigdy nie zapewni dziecku takiej opieki, jak zapewnia przedszkole. W ławkach siedzi się 45 minut. To już nie jest nauka przez zabawę. Sama wolałabym być rok dłużej dzieckiem niż rok dłużej dorosłym. Nasze dzieci na pewno dobrze rozwinięte pod względem intelektualnym, ale nie pod względem społecznym i emocjonalnym, widzę to po swoim dziecku. Trzeba brać przykład z krajów, które osiągają najlepsze wyniki pod względem edukacji, a są to kraje skandynawskie, w których dzieci idą do szkoły w wieku 7 lat. Nie możemy przyrównywać się do Włoch, czy Anglii, gdzie rzeczywiście dzieci rozpoczynają naukę w szkole w wieku lat 6, ponieważ tam zupełnie inaczej działa system organizacji oświaty.
Jakie rozwiązania proponuje ruch "Ratuj Maluchy!"? O co walczycie?
Przede wszystkim o to, żeby mieć prawo decydowania o własnym dziecku. Wraz z nową ustawą to prawo nam się zabiera. Ciągle wiele dzieci nie dostaje się do przedszkoli. Mój syn od początku jest ofiarą reformy, ponieważ nie dostał się do przedszkola jako 3-latek. Nikt się nie interesował tym, co zrobię z dzieckiem, kto się zajmie jego rozwojem intelektualnym. Chyba nie o to chodzi, żeby rodzice w tak ciężkich czasach szarpali się o miejsce w przedszkolu. Walczymy o objęcie subwencjąoświatową przedszkoli, które teraz finansowane są przez samorządy. Zacznijmy od tego, że system może się zmienić jedynie wtedy, gdy zmieni i upowszechni się edukacja przedszkolna. Nowa podstawa przewiduje, że przez pierwsze trzy miesiące w szkole dzieci mają opanować to, co robi się teraz w zerówce, a pozostały program obejmuje materiał z pierwszej klasy. Czy ktoś się zastanowił nad tym, że nagle powstaną klasy mieszane, gdzie w I klasie spotkaj się zarówno sześciolatki, jak i siedmiolatki? Nie wiem, jak można przygotować nauczyciela, który w 30-osobowej klasie będzie w stanie prowadzić naukę przez zabawę. Nie chcę, żeby ktoś eksperymentował kosztem mojego dziecka.
Czy myśli pani, że uda wam się zmienić ustawę?
Wierzymy, że nam się uda zachować stary system. Ani ja ani nasz ruch nie identyfikujemy się z żadną partią. Ostatnio szef Klubu Parlamentarnego PSL Stanisław Żelichowski, powiedział, że Polska jest mistrzem improwizacji. Dodał, że poradzimy sobie tak samo ze szkołami, jak ze stadionami na Euro. Jak można porównywał przygotowanie szkół do przygotowania stadionów? Od tego, o co walczymy zależy ich całe dalsze życie.
Sześciolatki do szkoły
Jestem za
Marta Dmowska, mama 6-letniej Pauliny, która rozpocznie w tym roku naukę w I klasie.
Czy sądzi pani, że sześciolatki powinny iść do szkoły?
Tak, ale pod warunkiem, że dziecko naprawdę kwalifikuje się do tego. Dzieci są różne. Nie każde rozwija się w takim samym tempie pod względem intelektualnym, emocjonalnym, czy społecznym. Na tym etapie życia nie powinno wrzucać się ich do jednego worka. Wysyłam dziecko do szkoły o rok wcześniej, ale mam tę świadomość, że ono sobie poradzi. Według mnie, program szkolny w tej chwili ma zaniżony poziom, więc moja córka po prostu nudziłaby się, powtarzając ten sam materiał.
Czym się pani kierowała, podejmując decyzję o wcześniejszej edukacji córki?
Paulinka poszła do przedszkola już w wieku 2 lat i 8 miesięcy. Urodziła się w styczniu, czyli na początku roku i być może dlatego jest tak bardzo rozwinięta intelektualnie. Konsultowałam się z jej nauczycielkami przedszkola, które same stwierdziły, że dziecko nadaje się już do szkoły. Na początku z mężem mieliśmy również obawy, czy to aby nie za wcześnie, czy nie skracamy jej dzieciństwa. Paulina jednak sama się rwie do szkoły. Dużo z nią rozmawialiśmy na ten temat i jestem pewna, że postępujemy słusznie. Moje dziecko potrafi już czytać i liczyć, więc bez sensu byłoby, gdybym pozostawiła ją kolejny rok w przedszkolu. Ludzie zdolni powinni mieć szansę wcześniejszego rozwoju.
Czy, pani zdaniem szkoły są przygotowane do zmiany programu nauczania?
Myślę, że szkoły są gotowe na tę zmianę i sobie poradzą. W klasie mojej córki będzie 22 dzieci, w tym sześcioro 6-latków. Nie powinniśmy się obawiać tego, że nasze dzieci o rok wcześniej ukończy szkołę i trafi wcześniej na rynek pracy. W wielu europejskich krajach działa właśnie taki system i jest to całkowicie normalne. Jedyną wadą, jaką dostrzegam w nowej ustawie, jest przymus. Odbiera się rodzicom prawo decydowania o tym, w jakim wieku dzieci trafi do szkoły.
Zdaniem psychologa
Czy dzieci przed pójściem do szkoły powinny być badane przez psychologów?
Mirosława Zdunek-Ruczyńska, psycholog z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej nr 2 w Olsztynie:
Jak najbardziej tak. W tej chwili wydawana przez nas opinia jest brana pod uwagę w przypadku dzieci, które przed pójściem do szkoły nie uczęszczały do żadnego przedszkola. Teraz decyzja o tym, czy dziecko pójdzie wcześniej do szkoły należy tylko do rodziców. Niektórzy wysyłają dzieci szybciej do szkół, ponieważ tak jest taniej. Przedszkola są drogie. W tej chwili panuje straszny bałagan okresu przejściowego reformy podstawy programowej. W klasie, gdzie spotkają się 6 i 7-latki, będzie wielki chaos. To, że dzieci wcześniej rozpoczną naukę, to żadna zbrodnia na nich. Problem tylko w tym, że szkoły mogą nie być przygotowane na przyjście mieszanych wiekowo dzieci w tym samym czasie.
Natalia Lutrzykowska
n.lutrzykowska@gazetaolsztynska.pl