Witam Was wszystkich dawno mnie tu nie było.
W zasadzie nie wiem od czego zacząć. Mówią że najlepiej od początku. Jestem mamą W. który ma teraz skończone 3 lata i H. który ma pol roku. Zbyt wiele problemów się chyba we mnie zebrało - bo właśnie tak uważam- dwójka dzieci, Dom, mąż cały dzień poza domem, same obowiązki zero chwil dla siebie i mimo to, że staram się robić wszystko dla nich czuje ze to nic nie daje, że wykończona jestem bardziej i z dnia na dzień jeszcze bardziej i mam poczucie winy, że wszystko co złe to przeze mnie. Każdy dzień to lista spraw, prac i zadań które odchaczam jak robót, tracąc przy tym radość życia.Pewnie ktoś czyta i myśli co za żale przecież większość tu właśnie zajmuje się dziećmi domem i cała reszta... Wszystko zaczyna się właśnie przy narodzinach W. gdzie po pół roku wychodzi ze ma napięcie mięśniowe, że być może to opóźnienie ruchowe i psychologiczne. W tym roku zakończyliśmy rehabilitację która była dla mnie wielka trauma płacz, ucieknie, krzyki, wołanie o pomoc... A ja siedziałam i patrzyłam i nic nie mogłam. Teraz dobrze wiem, że to była walka o jego zdrowie, sprawność i życie, normalne życie... Przynajmniej tak myślę, bo problem tkwi nadal ale w jego głowie problem ze skupienie, jest cały czas chaotyczny, nie usiądzie na minutę, nie chce też się usamodzielnic, nie ma takiej potrzeby zrobić coś samemu ewentualnie jak ma na to ochotę to zje coś sam albo buty założy albo posprząta kilka zabawek ale to jest przy dobrych wiatrach. Problem główny jest wszystko na NIE nie słyszałam od niego słowa tak typu tak chce tak idziemy tak mogę nie nie i nie. I w sumie wszystko było by do zaakceptowania bo bunt trzylatka bo młodsze rodzeństwo bo babcia czasami wpada i karze wszystko, ale sedno sprawy kłopotów problemów i mojego załamania to toaleta czyli siku i kupa. Ostatnie pół roku go odpieluchowuje na początku posikal popuscil ale jakoś to było jak byłam w szpitalu już nikt tak tak o to nie dbal i w sumie też nie wymagałam bo podrzucany do dziadków itp nie chciałam jeszcze przekazać listy jaka trzeba. Jak wróciłam z małym H. to jakoś to było chodził bez pieluchy aż do 10 lipca. rzadko wolał widziałam po jego zachowaniu że chce siku z kupa gorzej robił na siłę na nocnik ale robił i sam nawet brawo sobie bił, teraz tragedia byliśmy ma wakacjach i nagle tragedia nie usiądzie co chwile popuszczal kupa aby trochę żeby ułożyło i tak wróciliśmy do pieluchy. Nie wiem jak mu pomóc on chowa się po kontach ucieka nie słucha staje się nie obecny bo jemu się chce a nie powie nie zrobi i koniec zaraz jest płacz nowe majtki nowa pielucha i nawet zatrzymać go nie mogę ani uspokoić :-( :-( :-( no nic nie mogę. Mam wrażenie że traci przez to dzieciństwa a nawet uważam że on nie jest szczęśliwy :-( ma charakter trudny ja już dawno straciłam cierpliwość. Od września miał iść do przedszkola i nie wiem jak to będzie mało samodzielny, chodź no ta toaleta największy problem.... Nie ukrywam że dużo winy we mnie, że kilka razy słyszałam a bo świat chcesz zbawić i że muszę odpuścić ale w czym w wychowaniu się nie da.... Inaczej było z H. są zupełnie inni W. od małego tylko płakał że względu na to napięcie a H. urodził się z uśmiechem na twarzy zadowolony ciekawy i potrzebuje kontaktu z bratem W. nie bardzo odpycha go. Też ja wiele błędów popełniłem pomimo tego że z każdym z nim przeszłam inna traume bo rehabilitacja bo ból bo płacz to z H. wylądowałam w szpitalu że zwykłym zapaleniem płuc jak miał 5 tyg a to wszystko przerodzlo się w walkę o życie bo nagle przestał oddychać zrobił się cały siny czerwony... Cały czas to we mnie siedzi yen widok to wszystko mam wrażenie że przez to właśnie traktuje go inaczej bo mogłam go stracić bo jest taki malutki a najbardziej przez to mogłam mu pomóc bo zaraz był sztab ludzi bo reakcja była natychmiastowa bo sie udało a W. cierpiał i cierpiał i końca nie było. Też w macierzyństwie potrzebuje czegoś takiego jak przytulnie dziecka i czuć że ono opada w moich ramionach takiego ahhhh że uspokoje że daje mu to poczucie że jestem z nim na wszystko.... W. raczej się nie udawało zasypiam z wycienczenia od płaczu i zwykłego zmęczenia a z H. było inaczej bo zawsze jest tak ze dam rade i uśmiecha się i da mi ta siłę...
Mam ochotę wykrzyczec całemu światu jak mi z tym wszystkim źle... Ze chce coś zmienić ale nie wiem jak, nie wiem czy z każdą zmiana też idę w dobra stronę....
Napisałam się. Nie wiem czy ktoś to przeczyta. Czy ktoś coś napiszę z własnego doświadczenia. Poraz kolejny się wygadalam. Może ktoś z własnego doświadczenia lepiej zinterpretuje inaczej jak pani psycholog czy neurolog. Bo jedyne co się dowiedziałam od nich to to że nie ma rodziców idealnych a cała reszta była zwykły książkowym bełkotem.
Pozdrawiam.