7-letni synek koleżanki dostał wczoraj do szkoły 2,00 zł na soczek. Kupił sobie pączka i kiedy chciał odejść od okienka szkolnego sklepiku obstąpiła go grupka starszych chłopców (prawdopodobnie z ostatniej, szóstej klasy), którzy zażądali zwrotu reszty. Zaczęli go popychać, mały się przestraszył i oddał im pieniądze.
Gdzie wtedy byli dyżurujący nauczyciele? I ja mam ze spokojem oddać za trzy lata mojego sześciolatka do takiej szkoły?