"Zaczynaj z wizją końca"- to drugi zalecany nawyk. Każda rodzina powinna posiadać spójną wizję, którą autor nazywa rodzinną deklaracją misji i tak o niej pisze:
" Rodzinna deklaracja misji to połączone i ujednolicone poglądy wszystkich członków rodziny na temat tego, co jest dla was najważniejsze - co na prawdę chcecie robić, jaką rodziną chcecie być i na jakich zasadach ma się opierać wasze życie rodzinne". Brak takiej wspólnej wizji przyrównuje do lotu samolotem bez wyznaczonego celu czy budowy, gdzie buduje się coś, nie wiedząc co to ma być , bez planu. Większość rodzin nie posiada wypracowanego wspólnego planu, a szkoda! Jeśli na przykład wiemy, że najważniejsze jest dla nas wychowanie dzieci i przystosowanie ich do samodzielnego życia, powinniśmy zastanowić się, co będzie nas przybliżać, a co oddalać od naszych celów i zgodnie z tymi przemyśleniami postępować na codzień. Tworzenie rodzinnej deklaracji misji powinno obejmować wszystkich członków rodziny, wymaga ono rozmów i ustaleń, które same w sobie stanowią wartość. Deklaracja misji to nie lista spraw do załatwienia, ale rodzaj konstytucji rządzącej życiem rodziny. Zawierać powinna zbiór podstawowych wartości i zasad, którymi chce kierować się dana rodzina, można tu wymienić: bycie uprzejmym, otwartm, uczciwym, staranie o to by dom był miejscem, do którego miło wracać, przejęcie odpowiedzialności za wspólne powodzenie i dobrą ztmosferę itp. Do takiej deklaracji zawsze można się odwołać ,gdy my sami lub ktoś z rodziny zaczyna zbaczać z kursu. Dla dzieci wskazanie wyraźnych wartości stanowi bazę, na której mogą budować poczucie bezpieczeństwa, przynależności. Jak pisze autor " Miłość jest zobowiązaniem", wypracowanie rodzinnej deklaracji misji stanowi wyraz zrozumienia własnych zobowiązań i obietnicę, że będziemy przykładali się do wypełniania ich. Nawet jeśli zbaczamy z wytyczonej ścieżki, to zawsze wiemy, gdzie mamy wrócić.
Po opracowaniu wspólnej wizji rodziny, działania powinny zmierzać do tego, by móc osiągać jej założenia. Covey i jego żona chcąc by dzieci były samodzielne, jeździli całą rodziną na obozy przetrwania. Zależało im także bardzo na tym, by ich dzieci chodząc do szkoły zdobywały autentyczną wiedzę i uczyły się ciekawości świata. Aby osiągnąć ten cel rodzice pytali o poruszane na lekcjach tematy, które wspólnie z dziećmi rozwijali w domu, natomiast nie pytali nigdy o oceny, które rzadko z reszta schodziły poniżej pięciu z minusem. Jednak nie o oceny tu chodziło, ale o faktyczną wiedzę i rozbudzenie zainteresowań.
Moim zdaniem nie wszystko się zgadza, gdzie nasza tradycja?
To wlaśnie i ona powinna kreować naszą naukę, nasza swidomośc czy światopogląd jest inny niż obywatela za granicą.
Do tego nie wyobrażam sobie aby dziecko zastanowilo sie nad swoim postępowaniem - postępuje ono instynktownie, tak jak zaobserwowaly zachowanie swoich rodziców czy domowników.
Powinnyśmy nauczyć dzieći :
1. Miłości
2. Tolerancji
3. Akceptacji
4. Wolności słowa i myśli (w zależności od wieku :P)
Z zachodu przyszła do nas moda bezstresowego wychowania - proponuję przeprowadzic sondę, z tego doświadczenia.
Każdy powinien wiedzieć jaka jest jego pozycja w domu, obowiązki i prawa.
Wtedy szczęśliwa rodzina będzie nawykiem bez liczby :)
Drogi Soplu!
Zalecenia Coveya są uniwersalne, odnoszą się do każdej tradycji, każdej wiary i każdego obyczaju. W tradycyjnej polskiej rodzinie wspólna wizja, wsparta o klarowne wartości, była oczywista dla wszystkich członków rodziny. O to właśnie chodzi Coveyowi - żeby były jasne zasady i wartości, na których wspiera się rodzina i które chcemy wpoić dzieciom. Bezstresowe wychowanie należy do historii. Ludzie wycofali się z propagowania tej metody wychowania, ponieważ doczekali się dwóch nieprzystosowanych do życia pokoleń.
Covey w żadnym wypadku nie proponuje nam czegoś takiego. Zorganizował on międzynarodową siatkę poradnictwa rodzinnego, przynoszącego bardzo dobre skutki.
W metodzie Coveya przewidziane jest, że każda rodzina tworzy własny świat, taki jaki chce. Wartości podane przez Ciebie są i dla mnie bazowe, bezcenne. Pozdrawiam serdecznie, M.G.
"Każdy członek rodziny powinien zastanawiać się nad swoim zachowaniem i uczyć się włączać w odpowiednim momencie tzw. "przycisk pauzy". To trudna umiejętność, ale do wyćwiczenia."
Tylko jak to zrobić, kiedy chce się czasami eksplodować
Kiedy już wiemy, jaką rodzinę chcemy posiadać i mamy zaplanować postępowanie zmierzające do tego celu, musimy na początek wyodrębnić najważniejsze zadania.Musimy znaleźć priorytety, a więc trzecia zasada brzmi: "Stawiaj na pierwszym miejscu to, co najważniejsze". Jak wynika z badań przeciętne dziecko spędza wiele godzin przed telewizorem lub komputerem i bardzo niewiele czasu na rozmowach z matka i jeszcze mniej z ojcem. Rodzice zajmują się wieloma sprawami, często zapominając, że najważniejsza jest rodzina i bezpośredni kontakt ze sobą. Jeśli przyjmiemy za priorytetowe wprowadzenie dzieci w życie, powonniśmy nauczyć je korzystania z ich własnych wyjątkowych darów, a szczególnie, jak pisze Covey, sumienia. Ma tu na myśli także rozwijanie talentów, skłonności, zainteresowań. W nawale codziennych obowiązków powinniśmy zawsze znaleźć czas, na to by zauważać siebie nawzajem i poświęcać sobie czas, a wobec dzieci mieć poczucie misji - wychowania ich tak, by umiały być spełnione.
Wszystko to wymaga sprawnej organizacji. Jeśli chcemy umieścić w słoju duże kamienie, żwirek i piasek, musimy pamiętać o kolejności działąń - najpierw największe kamienie, potem żwirek, a na końcu piasek i wtedy wszystko się pomieści. Jeśli zrobimy odwrotnie, okaę się, żę duże kamienie - czyli to co najważniejsze - w ogóle nie wejdą do słoja. Podobnie w naszym życiu - oby nie okazało się, że w pogoni za mało znaczącymi sprawami utraciliśmy to co najcenniejsze. Jak pisze Covey - kto na łożu śmierci pożałuje, że nie oglądał dłużej telewizji?
A co robić gdy plany co do rodziny obu małżonków trochę się różnią ? I jeden z małżonków cicho się godzi na to co chce drugi, żeby miec świety spokój. Rozmawiać, rozmawiać ?
Do Marco Polo
W sytuacji tuż "przed eksplozją" trzeba po prostu usunąć się - wyjść po zakupy, wziąć kąpiel itp. Tylko trzeba najpierw mieć to postanowienie, że nie dopuścimy do wybuchu gniewu i pomysł na znalezienie azylu. Do problemu nalezy wrócić w spokojnej rozmowie, w innym momencie, celem omówienia przyczyn tych silnych emocji. Najlepiej jest wtedy nie obrażać drugiej strony, tylko własnie mówić o własnych uczuciach i problemach.
Dobrze jest, gdy osoby wybuchowe w rodzinie moga wprost w lepszej chwili rozmawiać o tym, że w wypadku wyjątkowo silnego " zagotowania sie" wolą wyjść i odparować, zanim wrócą do rozmowy. Wtedy ich nagłe opuszczenie towarzystwa nie powinno byc odebrane jako coś zagrażającego czy obrazliwego.
Jeśli zaś problem jest nie do rozwiązania we własnym zakresie i dlatego pojawia się ta chęć wybuchnięcia, to może nalezy iśc na terapię rodzinną lub na mediacje.
Pozdrawiam, MG
Do Anonima:
Tak, rozmawiać - nie ma innego sposobu dojścia do porozumienia. Można dopuścić do rozmów na dany temat inne osoby z rodziny lub oróbować szukać pomocy osób z zewnątrz. Np. na mediacjach rozwiąznie, które nie satysfakcjonuje obu stron nie jest uznawane i mediuje się do czasu osiągnięcia prawdziwego porozumienia. Oczywiście kompromis często jest potrzebny. W następnym nawyku Coveya mówi on o takim sposobie rozwiązywania problemów, aby nie był to jednak kompromis, ale trzecia droga- myślenie w kategforiach "wygrana - wygrana". Pozdrawiam, MGW
"Myśl w kategoriach wygrana - wygrana" - nawyk czwarty.
Kompromis zakłada, że każda ze stron w sporze zmniejsza swoje oczekiwania i godzi się na również zmniejszone oczekiwania drugiej strony. Myślenie w kategoriach wygrana - wygrana to coś innego - to zmiana sposobu postrzegania konfliktu poprzez przyjęcie perspektywy " my" zamiast "ja" i "on" lub "oni". W wielu wypadkach można poprzez zmianę widzenia sytuacji, poprzez zaprzestanie rywalizacji czy przepychania się, rozwiązać problem. Autor zaznacza, że taka postawa nie zawsze jest możliwa, np. w odniesieniu do dzieci czasem potrzebne jest narzucenie im naszych oczekiwań. Ale i wtedy nie należy nakazywać im czegoś z pozycji wygranego, tylko tłumaczyć racjonalność naszych posunięć. Małe dzieci łatwo jest zdominować, jeśli jednak będziemy stawiać się po drugiej stronie dzieci, jako przeciwnicy, to z czasem nasze rosnące i coraz bardziej samodzielne pociechy mogą stanąć do walki i nawet ją "wygrać". Będzie to jednak faktyczna przegrana wszystkich - rodziców, którzy mają zbuntowane dzieci i dzieci nie umiejących przyjaźnić się w dorosłości z rodzicami i uczyć się od nich pozytywnych wzorców. Jeśli dziecko źle się zachowuje i musimy interweniować pamiętajmy o zaczynaniu z wizją końca, czyli jasno określmy, co chcemy osiągnąć przez swoje działanie. Walcząc bezrefleksyjnie z dzieckiem uczymy je walki z nami. Możemy też je "złamać", ale nie o to przecież chodzi.Covey podaje kilka przykładów na to, jak zachowywać się wobec dzieci, aby przyjmowały nasze narzucane niekiedy arbitralnie decyzje ich dotyczące. Proponuje, aby w drobnych sprawach pozwolić im stawiać na swoim. Wtedy łatwiej nam będzie namówić je do czegoś na czym nam szczególnie zależy - dzieci nie mają wrażenia, że to niesprawiedliwe. W sprawach ważnych można dyskutować z dziećmi. Dzięki temu dowiedzą się, że troszczymy się o ich dobro. Mamy też szansę na być może inny sposób rozwiązania danej kwestii, zgodny z zasada "wygrana - wygrana". Można też próbować zmniejszać np. wsród rodzeństwa ducha rywalizacji, który przenosic może się także na relacje rodzice - dzieci.
W rodzinie najważniejsza jest umiejętnośc myślenia w kategoriach "my". Covej proponuje przyjąć zasadę, że to co jest ważne dla innej osoby, musi być dla nas na tyle ważne, na ile ważna dla nas jest ta osoba. Czasem warto jest zrezygnować ze stawiania na swoim i przychylić się do oczekiwań członka rodziny. Nie będzie to przegrana czy kompromis, tylko właśnie wygrana - kochana osoba jest po prostu dla nas ważniejsza od konkretnego zagadnienia. Satysfakcja z jej uszczęsliwienia przerasta satysfakcję z postawienia na swoim. Magda Zawadzka po śmierci Gustawa Holoubka w jednym z wywiadów opowiedziała o pięknym przykładzie takiej postawy. Przez długi czas wraz z mężem jeździła po świecie zwiedzając liczne miejsca i zabytki. Po wielu, wielu latach wspólnych podróży dowiedziała się przypadkiem od dawnego przyjaciela Gustawa Holoubka, że mąż nienawidzi zwiedzania...Widać Aktor bardziej cenił jej radośc niż swój dyskomfort, w efekcie znajdując sam zadowolenie tam, gdzie nigdy by go nie szukał. Nie było to gorzkie poświęcenie czy przegrana, "pantoflarstwo", tylko prawdziwe towarzyszenie. Wyraźna zmiana myślenia z "ja" na "my".
Trzeba pamiętać na co dzień, że wchodząc w związek przestajemy być singlami. Czas dla siebie także oczywiście należy znaleźć, ale pamiętając o małżonku i dzieciach.
Pomocną formą wychodzenia z konfliktu intersów mogą być umowy rodzinne, najlepiej spisane. Warunkiem jest, by umowa była wynikiem porozumienia wszystkich podpisujących, a nie nakazem czy wymuszeniem. Nie chodzi tu o bardzo drobne szczegóły, tylko o spisanie zasad. Np. "Jeśli będziemy się kłocili, nie będziemy używać obrażliwych i druzgoczących argumentów" lub " Ja zmywam w dni parzyste a ty w nieparzyste" itd.
"Staraj się najpierw zrozumieć...
Potem być zrozumiany." - Nawyk piąty
Ludzie, jak pisze Covey, wcale nie widzą świata takiego, jakim on jest, lecz zgodnie z tym, jacy są oni - jak zostali ukształtowani. U podstaw cierpień w rodzinie leżą bardzo często nieporozumienia. Każde z nas patrzy na świat przez pryzmat własnego systemu wartości, nawyków, oczekiwań, lęków itd. Jedną z głównych przyczyn trudności w porozumiewaniu się jest to, że zainteresowane osoby różnie postrzegają to samo zdarzenie. Jeżeli we wzajemnym kontakcie nie zastanawiają się nad tym, dlaczego widzą to inaczej, zaczynają się nawzajem osoądzać. Dopóki nie nauczymy się patrzeć na świat z perspektywy innej niż tylko własna, dopóty nigdy nie będziemy potrafili zbudować głębokich, szczerych stosunków i zyskać możliwości pozytywnego wpływu na innych.
Każdy człowiek pragnie tego, by być zrozumianym. nie lubili natomiast być poddawani nieustannemu osądzaniu. Pamietajmy o tym na codzień, starajmy sie zrozumieć!
Nie bedę sie wiecej rozpisywać, bo to raczej oczywiste sprawy, ale czesto nie stosowane w praktyce. Uczmy się na prawdę uważnie słuchać partnera i dzieci. Jeśli czegoś nie rozumiemy starajmy sioę dojść do sedna sprawy. Nie słuchajmy wybiórczo, udając tylko lub ignorując wprost to, co ktoś ma do powiedzenia. Stosujmy tzw. technikę parafrazy, jeśli nie jesteśmy czegoś pewni, mówiąc jak zrozumieliśmy wypowiedź drugiej osoby, która może w razie potrzeby skorygować nasz sposób rozumienia lub go uzupełnić.
Ale osoba, która chce byc wysłuchana i zrozumiana także musi być na prawdę aktywna, nie dusić w sobie problemu, ani nie dać się zbyć czy niezauważyć.
"Synergia"- nawyk szósty.
Suma możliwości jakie ma rodzina staje się zaskakująca, po osiągnięciu poprzednich nawyków. Synergia to kooperacja (współpraca) różnych czynników, której efekt jest większy niż suma ich oddzielnego działania. Pooprawne, nacechowane szacunkiem i chęcia zrozumioenia drugiej strony stosunki pomiędzy dwoma osobami, same stają się jakby stroną w danym konflikcie. W nawyku szóstym Covey pisze: "Synergia to magiczny moment obopólnej wrażliwości. Nie wiesz co się zdarzy". Podaje przykład takiego
" magicznego" rozwiązania konfliktu między nim a jego synem:
cała męska część rodziny uprawiała z zapałem i sukcesami grę w koszykówkę. Najmłodszy syn także dostał się do szkolnej drużyny, co było dumą jego ojca (Autora). Po tygodniu treningów syn oświadczył, że wypisuje się z drużyny. Ojciec zaczął mu wymieniać wszystkie powody, dla których nie powinien tego robić - że jeśli łatwo zrezygnuje teraz, to przez całe życie będzie łatwo rezygnował z różnych ważnych rzeczy, że czasem trzeba się przemęczyć, aby potem mieć efekty, że takie wysiłki decydują o jakości przyszłegom życia itp. Dodał także, że wszyscy starsi bracia grali w koszykówkę i zasady grupowej współłp[racy, które tam przyswoili pomogły im w innych sytuacjach międzyludzkich. Syn odpowiedział na to zdławionym głosem, że ma dość wrzasków trenera i nie jest swoimi braćmi. Zdenerwowany ojciec zastosował "przycisk pauzy" i odszedl. Przez najbliższe dni
odczuwał głebokie rozczarowanie decyzją syna. Kilka razy próbował jeszcze z nim porozmawiać, ale chłopak nie chciał słuchać. W końcu zaczął się zastanawiać, co wpłynęło na decyzję syna, co nie podobało się mu w dużynie. Postanowił się dowiedzieć (szkoda, że nie zrobił tego na początku, ale jak widać drogowskaz nie musi iść w stronę, którą wskazuje...). Syn powiedział mu, że wie, iż ojciec myśli, że go rozumie, ale że tak nie jest. Potem w szczerej i spokojnej rozmowie mógł wyłożyć swój punkt widzenia. Otóż okazało się, że ciągłe porównywanie z braćmi są dla niego bardzo bolesne, trener koszykówki oczekuje, że będzie on tak dobrze grał jak oni, a to się mu nie udaje. Trener krzyczy na niego za to. Chłopak czuł także, że ojciec faworyzuje braci, gdyż przynoszą mu większą chwałę. On sam natomiast czuł się niepewnie w koszykówce, ale także w innych swerach życia. Do tego czuł czasem, że traci kontakt z ojcem, który go nie rozumie, pomimo starań. Covey przyznał rację synowi. Spytał go, czy w ogóle lubi on grać w koszykówkę, okazało się, że uwielbia, ale nie lubi atmosfery rywalizacji i walki, która towarzyszy zmaganiom szkolnej reprezentacji. Natomiast przy kościele funkcjonuje drużyna, gdzie gra się dla przyjemności i do niej syn bardzo chciałby się zapisać. Pomimo utrzymywania się nadal lekkiego uczucia rozczarowania ojciec zgodził się z pomysłem syna. W dalszej rozmowie syn zaczął z entuzjazmem rozmawiać o bliższych szcxzegółach dotyczących swojego pomysłu, nagle przypomniał sobie, że drużyna kościelna poszukuje trenera - naraz z ojcem pomyśleli o tym samym - ojciec może zostać trenerem. Tak oto dzięki zastosowaniu ww. zasad objawiła się całkiem nowa i niespodziewana, a co najważniejsze wspólna przestrzeń i obopólna korzyść, a nie wygrana jednej ze stron (zmuszenie syna do dalszego grania w reprezentacji szkolnej lub ojca do rezygnacji z oczekiwań wobec syna).
Tamten sezon sportowy zupełnieodmienił stosunki między synem, a ojcem.
Wrócę do tematu synergii w następny czwartek, postaram się pisać bez błędów ortograficznych ;)
Pzdrawiam i życzę szczęśliwych rozwiązań problemów w Państwa rodzinach! MGW
Synergia cd.
Aby zaistniała synergia, rodzina nie może być skarzona czterema, jak pisze autor, chorobami - krytykowaniem, uskarżaniem się, porównywaniem i rywalizają, które są przeciwieństwem kultury rodzinnej.
" Od momentu, kiedy pojmiecie, że trudności wymagają aktywnego przeciwdziałania zamiast impulsywnej reakcji, zaczniecie się uczyć. Staniecie się uczącą się rodziną". W takiej rodzinie możliwy jest duch synergii. Przechodząc przez kolejne etapy procesu wspólnego rozwiązywania problemów w sposób synergiczny (twórczy, nakierowany na rozwiązanie problemu, a nie wzajemne pretensje i podkreślanie różnic stanowisk w danej sprawie), będziecie zdumieni nowymi możliwościami, które się przed Wami otworzą.
W nawyku szóstym składamy razem wszystkie poprzednie nawyki.
Jeżeli rodzice podchodzą w taki włąśnie twórczy i pełen wzajemnego zrozumienia sposób do rozwiązywania problemów, stanowią dla swoich dzieci źródło bezcennej nauki, która przyda im się w dalszym , samodzielnym życiu.
Synergia sprawdza się zarówno w dużych, jak i małych sprawach. Jeśli drobiazgi rozwiązywać będziemy w sposób synergiczny, to również gdy pojawią się duże problemy, będziemy przygotowani do wspólnego i jak najlepszego sposobu ich rozwiązania.
Nawyk siódmy mówi o tym, że trzeba odpowiednio dbać o różne aspekty rozwoju rodziny.
Autor przytacza anegdotę o dwóch mężczyznach scinających drzewa, z których jeden pracuje tępą a drugi cząsto ostrzoną piłą. Łatwo zdagnąć, który z nich jest skuteczniejsz - nazwa nawyku siódmego brzmi: " Naostrz piłę"
"Entropia jest pojęciem fizycznym i wskazuje kierunek przemian w danym układzie. Zgodnie z zasadami termodynamiki, w układzie pozostawionym samemu sobie entropia rośnie, co oznacza, że coraz bardziej się on rozpada i panuje w nim coraz wi ekszy chaos.
To samo dzieje się w życiu i wszyscy dobrze o tym wiemy.Przestań poświęcać uwagę swojemu ciału, w wkrótce jego stan się pogorszy. Zaniedbaj samochód, a zacznie się psuć. Poświęcaj każdą wolną chwilę na ogladanie telewizji, a twój umysł się zdegeneruje.Wszystko czego nie doglądamy i nie odnawiamy, psuje się, rozregulowuje i niszczenie. Jak mówi porzekadło: czego nie używasz, to tracisz.
Małżeństwo nie jest wyjatkiem. Więzów małżeńskich nie można traktować obojętnie ani ich nadużywać. Rzecz zaniedbywana nie pozostaje w dotychczasowym stanie, lecz nieuchronnie ulega degradacji. Wszystko wymaga uwagi, opieki i troski, a tym bardziej ten najdelikatniejszy ze wszystkich związków".
Każda rodzina powinna znaleźć czas na zadbanie o cztery podstawowe wymiary swojego istnienia: fizyczny, społeczny, umysłowy i duchowy (dla wierzących). Tytułowe "ostrzenie piły" oznacza dokonywanie odnowy sił.
Każdy w rodzinie może to robić sam, ale i współzależnie z innymi. Autor namawia do ustalenia terminu regularnych spotkań rodzinnych, np. raz w tygodniui. Przedmiot i czas tych spotkań zależeć powinny od potrzeb danej rodziny. Do tego typu spotkań zachęca także wielu innych psychologów. Będąc kiedyś w kościele wysłuchałam nauk dotyczących znaczenia piątków. Ksiądz mósił o tym, że w każdy piątek rodzina powinna zbierać się i czynić coś w stylu "rachunku sumienia" czy też po prostu prowadzić rozmowy z refleksjami z całego tygodnia. Uderzyło mnie podobieństwo proponowanych rozwiązań.
Istotne są także spotkania samych małżonków, będące czasem tylko dla nich, przeznaczonym do rozmowy na wszelkie tematy. Nawet jeśli pozornie nie ma o czym mówić, w czasie takich celowych spotkań może pojawić się wiele ważnych kwestii, które mogły pozostać przemilczane lub też wartościowych pomysłów. Członkowie rodziny utrzymując taką tradycję, pokazują sobie nawzajem, że są dla siebie ważni i że mogą na siebie liczyć. To istotne dla wszystkich, a szczególnie dla dzieci.
Bardziej naturalnym, również proponowanym przez Coveya sposobem utrzymania dobrych relacji są wspólne obiady. Oczywiście wspólnie jedzone obiady nie muszą wykluczać cotygodniowych spotkań.
W obecnych czasach nie często wszyscy członkowie rodziny spotykają się w porze obiadu w domu, można zamienić te obiady na wspólne kolacje lub chociaż tradycję weekendową.
Autor namawia do tego, by każdą okazję wykorzystać do bycia i robienia czegoś razem. Ma na myśli urodziny, święta, wakacje czy też ich część, wyjazdy weekendowe, wspólne głośne czytanie itd. Każda osoba może przy tych okazjach ofiarować coś z siebie innym.
Wspólna dobroczynność to także dobry pomysł. Moja córka zamierza ze swoim synem rozpocząc praktykę wolontariuszy w schronisku dla zwierząt, które bardzo kochają. Będą wtedy gdy znajdą czas jeździć do schroniska i wyprowadzać psy na spacer. Dla wnuka będzie to nauka aktywnwego pomagania innym oraz czas spędzony chętnie z mamą. Boję się tylko żeby nie zaczęli znosić zwierzaków do domu...;) Na razie mają trzy...
W mojej szerszej rodzinie dwie osoby adopotowały dzieci afrykańskie, tj. adoptowały na odległość wpłacając pieniądze,umozliwiając tym dzieciom naukę, leczenie itd.
W rodzinie postawa ofiarowywania czegoś innym, obdarowywania się jest na prawdę bardzo ważna, nie chodzi tu tylko o rzeczy materialne.
Ostatni rozdział omawianej książki Coveya mówi o praktyce pracy nad sobą i rodziną a
jego tytuł brzmi "Od przetrwania...do stabilności...do sukcesu...do znaczenia". Motto tego
rozdziału brzmi:"Nie wiem jakie będzie wasze przeznaczenie, ale wiem jedno: tylko ci z
was będą naprawdę szczęśliwi, którzy nauczą się służyć innym"
(Albert Schweitzer). Zdaniem Coveya osoba która stara się żyć zgodnie z omówionymi
poprzednio siedmioma nawykami pracując nad zmianą swoich postaw, dysponuje siłą
sprawczą której nie spodziewa się przystępując do pracy nad sobą. Podobnie rodzina która
podejmie "trud" życia zgodnie z określonymi nawykami, dzięki czemu upora się z
problemami własnymi i osiągnie choć względną stabilizację, zwraca swoją energię na
zewnątrz, twórczo podejmując inicjatywy służenia innym. "Jest wiele sposobów, by
zaangażować się w znaczące działania - w rodzinie, w stosunku do innych rodzin lub do
społeczeństwa jako całości"- pisze Covey. Przy czym działania wspólne rodziny na rzecz
innych wmacniają jednocześnie więźi między jej członkami.
W związku ze zbliżającymi się Świętami Wielkanocnymi życzę państwu serdecznie wielu
szczęśliwych chwil M.G.W.
Ps. Po Świętach wrócimy do bardziej szczegółowego omówienia treści ostatniego rozdziału.
Covey cytuje w swojej książce nieznanego autora, ja też go zacytuję, bo to mądre słowa:
"Dziecko krytykowane uczy się potepiać.
Dziecko żyjące w poczuciu bezpieczeństwa uczy się wierzyć w siebie.
Dziecko otoczone agresją uczy się wrogości.
Dziecko akceptowane uczy się kochać.
Dziecko żyjące w strachu uczy się lękliwości.
Dziecko darzone uznaniem uczy się, że dobrze mieć cel.
Dziecko doświadczające litości, uczy się użalać nad sobą.
Dziecko otoczone aprobatą uczy się lubić siebie.
Dziecko otoczone zazdrością uczy się zawiści.
Dziecko otoczone przyjaźnią uczy się radości życia."
Niezależnie od tego czy chcemy, czy nie chcemy, stanowimy wzór dla naszych dzieci. Oczywiście ulegają one też innym wpływom, ale nasza postawa życiowa na pewno ma dla ich rozwoju ogromne znaczenie. To wszystko do czego nawołuje Covey w swoich siedmiu nawykach pokazuje innym członkom rodziny, w tym dzieciom, że rodzina to coś ważnego, że można w niej czuć się bezpiecznie i ufać sobie nawzajem. Dzieci ponad to uczą się bezcennej postawy aktywnego rozwiązywania problemów i twórczego podejścia do życia w ogóle. W dzisiejszych czasach wiele mówi się o kryzysie rodziny i złym wpływie kultury masowej na nasze dzieci i młodzież. Zatem rodzina musi "walczyć" o swoją pozycję, która rzeczywiście jest zagrożona. Pewnie Państwo macie swoje sposoby na udane życie rodzinne, ale gdyby komuś któryś, czy wiele ze sposobów Coveya wydały się dobre, to zachęcam do ich praktykowania!!!!