Moja mama po śmierci ojczyma mieszkała sama w 3-pokojowym mieszkaniu. Brat mieszkał za granicą. Miał tam rodzinę, pracę mieszkanie.
Mama "chorowała" całe życie a w tamtym okresie jeszcze do tego ciągle "umierała". Moja córka już była na swoim, syn wyprowadził się na studia do innego miasta.
W związku z taką sytuacją "na życzenie"rodzicielki kupiłam to mieszkanie aby po śmierci mamy nie stracić do niego praw. Minęło 11 lat mama żyje w dobry zdrowiu i mieszka ze mną. Mieszkanie po jakimś czasie (darowaneprzez mamę mojej córce) sprzedałyśmy. Każdy grosz na wszelkie opłaty i podatki oraz na kupno mieszkania pochodził z mojej kieszeni.
I teraz zjawia się brat. Ponad 10 lat bujał się po rozwodzie za granicą. W między czasie miał kilkuletnie okresy milczenia.
I teraz mama dostała kocioćwiku. Stale ma nowe pomysły na moje tłumaczenie się przed bratem z zaistniałej sytuacji. Ja mówię, jej, że nie muszę się tłumaczyć z czegoś co stało się za jej namową i za moje pieniądze. Ona przytakuje i na jutro znów to samo. A do tego jeszcze każe mi kłamać, że część pieniędzy ze sprzedaży mieszkania poszło na jej leczenie. Powiedziałam, że nie będę kłamać, bo nie widzę powodu i nie chcę. Odnoszę wrażenie, że z jakiś powodów żałuje, że ja kupiłam to mieszkanie i boi się brata. A brat został ściągnięty przez naszych stryjecznych braci, którzy zdeklarowali się z pomocą aby stanął na nogi. Pomogli mu z zamieszkaniem i znalezieniem pracy. Mama teraz mieszka z nami w 3 pokojowym mieszkaniu. Mieszka jeszcze z nami córka ze swoimi córeczkami. I nie mam możliwości i chęci dokwaterować mojego brata. Tym bardziej, że od niego doznałam wiele przykrości. Ale to już inna bajka. I teraz będę żyła w codziennym stresie, bo posłuchałam mojej mamy i kupiłam mieszkanie w którym mieszkała.