Czy skorzystalibyście z terapii małżeńskiej?
Czy w przypadku kryzysu, który zdarzyć się może nawet w najlepszym związku, bylibyście skłonni zgłosić się do poradni i odbyć terapię małżeńską?
Często zdarza się tak, że kobieta chce szukać pomocy u psychologa, ale mężczyzna woli "prać brudy w domu" i nie jest zdolny do tego, aby otworzyć się przed obcym człowiekim i opowiadać o uczuciach związanych z małżeństwem, w którym zaczęło się źle dziać.
Czy Wy zdecydowalibyście się na terapię i czy wiecie jaki stosunek do tej metody rozwiązywania problemów ma Wasz partner/Wasza partnerka?
Kryzys może być spowodowany niekoniecznie zazdrością, niewiernością, konfliktami, ingerencją rodziny w małżeńską prywatność, religią, rutyną czy inymi popularnymi przyczynami, ale np. śmiercią dziecka czy inną tragedią lub zdarzeniem losowym typu utrata majątku, pracy, przeciągająca się trudna sytuacja finansowa, choroba jednego z partnerów, która sprawia, że człowiek zaczyna być męczący dla otoczenia i traci nadzieję itd., a o przyczynie kryzysu jest bardzo trudno wtedy rozmawiać. Ktoś może wówczas chcieć pokonać kryzys, ale zwyczajnie nie jest w stanie.
Kiedy zapytałam swojego mężczyznę, czy w razie potrzeby byłby skłonny udać się na taką terapię odpowiedział, że gdybyśmy sobie sami nie poradzili to tak. Raz nawet odwiedziliśmy panią doktor psychologii, która pomogła nam się porozumieć i wysłuchać nawzajem, ale o takiego fachowca jest niezwykle trudno. Kiedy przechodziliśmy prawdziwy kryzys, mój partner nie był już tak skłonny do podjęcia terapii, a ja podejrzewam, że dlatego, iż wina leżała głównie po jego stronie i być może obawiał się oskarżenia z zewnątrz. Z kryzysem mimo wszystko sie uporaliśmy i rzeczywiście przetrwanie go zbliżyło nas do siebie. Mimo wszystko zastanawiam się ile jest par, które są gotowe w razie potrzeby pójść na terapię, a ile jest takich, które za nic w świecie by się na nią nie zgodziły.
U nas na pewno byłaby taka sama sytuacja. Facetów wogóle chyba trudniej zaangażować w takie sprawy.
No właśnie. Oni nie lubią się obnażać i prosić o radę i pomoc.
U nas na pewno byłaby taka sama sytuacja. Facetów wogóle chyba trudniej zaangażować w takie sprawy.
No właśnie. Oni nie lubią się obnażać i prosić o radę i pomoc.
Często nie dostrzegaja po prostu problemu.
- Zarejestrowany: 22.02.2010, 10:02
- Posty: 3921
Uważam,że tak.Na początek skorzystałabym w kościele do tzw. spotkań rodzinnych,które naprawdę pomagają i zbliżają do siebie ludzi.Nasz kościół prowadzi wiele ruchów,które mają za zadanie sprawic by ludziom żyło się lepiej.
- Zarejestrowany: 18.03.2008, 09:47
- Posty: 6183
Jeśli mielibyśmy taką potrzebę, to jak najbardziej tak. Podejrzewam, że gdyby ludzie w naszym kraju byli bardziej skorzy do sięgania tutaj po pomoc specalistów wielu rozwodów udałoby się uniknąć...
- Zarejestrowany: 30.10.2009, 09:30
- Posty: 706
Ja bym miała chyba większy problem z tym niż mąż. Nie cierpię otwierać się, czy brać udział w jakiś scenkach na szkoleniach czy tym podobnym przed obcymi
Mąż na pewno by na to nie poszedł. Ja sama nie wiem czy tak. też jestem raczej dosyć skrytą osobą.
- Zarejestrowany: 23.09.2012, 09:20
- Posty: 915
Uważam,że tak.Na początek skorzystałabym w kościele do tzw. spotkań rodzinnych,które naprawdę pomagają i zbliżają do siebie ludzi.Nasz kościół prowadzi wiele ruchów,które mają za zadanie sprawic by ludziom żyło się lepiej.
Też poszukałabym pomocy w kościele. Na terpię na pewno byśmy nie poszli i wcale to nie znaczy, że nie zależy nam na ratowaniu. Po prostu nie wierzę w skuteczność tej formy pomocy.
Uważam,że tak.Na początek skorzystałabym w kościele do tzw. spotkań rodzinnych,które naprawdę pomagają i zbliżają do siebie ludzi.Nasz kościół prowadzi wiele ruchów,które mają za zadanie sprawic by ludziom żyło się lepiej.
Też poszukałabym pomocy w kościele. Na terpię na pewno byśmy nie poszli i wcale to nie znaczy, że nie zależy nam na ratowaniu. Po prostu nie wierzę w skuteczność tej formy pomocy.
Ja prędzej szukałaby pomocy u psychologa niż w Kościele...
- Zarejestrowany: 06.01.2010, 15:15
- Posty: 112855
Nie wiem jak byłoby u nas.... Ja raczej nie chciałabym angażować w problemy innych (obcych mi ) osób..Mąz też raczej nie...
- Zarejestrowany: 10.03.2011, 16:24
- Posty: 18894
Mąż na pewno by na to nie poszedł. Ja sama nie wiem czy tak. też jestem raczej dosyć skrytą osobą.
Ja jestem raczej otwarta . Ale mąż na pewno nie poszedłby. On nie widział żadnych problemów małżeńskich.
A po tylu latach też nauczyłam się jak z nim postępować . Nie jest to łatwe , o nie!!! Ale mam czasem sukcesy. Teraz też jestem na tym ( nie ostatni raz zapewne) etapie.
Oczywiście że skorzystal bym z terapii nie widze w tym nic złego ale na pewno nie poradził bym sie kościoła jak kilka osób napisało. Dla mnie kościół nie ma w tym żadnego doświadczenia i mieć nie powinno bo niby skąd ksiądz ma wiedzieć jak naprawić związek w kryzysie - psycholog tak bowiem to jego zawód.