Żyjecie ponad stan czy skrupulatnie wyznajecie zasadę, że „mam to na co mnie stać”? Znam ludzi, którzy potrafią narobić sobie długów tylko po to by je przehulać, przejeść i przepić. Byle by się pokazać. W myśl powiedzenia „zastaw się, a postaw się”. Za bardzo nawet się nie przejmują tym, że przecież każdy dług należy spłacić.
Ja tak nie umiem. Mam to na co mogę sobie pozwolić. Staram się nie ruszać kart kredytowych. Nie kupuję „na gębę”, nie pożyczam, nie wydaję pieniędzy, które może dostanę. Bo te „może” bardzo wiele zmienia. Coś co może być, często okazuje się czymś czego nie ma. I nie będzie.
A Wy??? Mierzycie siły na zamiary??? Czy idziecie na żywioł???