Co jest złego w byciu feministką? - Forum
Znajdź nas na

Tworzymy społeczność rodziców

Wątek

Co jest złego w byciu feministką?

139odp.
Strona 2 z 7
Odsłon wątku: 17715
Użytkownik usunięty
    • Zgłoś naruszenie zasad
    10 marca 2010, 14:48 | ID: 164698
    Na moje rozważania o sensie istnienia (http://familie.pl/Blogi-3-50/b62,Mama-pracujaca.html) Ala odpowiedziała, że nie jestem feministką ale mam kilka pozytywnych cech feministek. Znaczy się jeżeli są pozytywne cechy to są też negatywne. I tak mnie naszło – więc zaczynamy: CO JEST ZŁEGO W BYCIU FEMINISTKĄ? Dlaczego dla większości ludzi te określenie pejoratywem? Czy jest to żeński odpowiednik męskiego szowinizmu?
    taką wodą być a nie tą co żałośnie całą noc tłucze się po oknie
    Avatar użytkownika Katianka
    KatiankaPoziom:
    • Zarejestrowany: 21.11.2009, 20:05
    • Posty: 2636
    21
    • Zgłoś naruszenie zasad
    10 marca 2010, 17:50 | ID: 164875
    Marcin1984 napisał 2010-03-10 18:47:18
    Katianka napisał 2010-03-10 18:32:16
    a1410 napisał 2010-03-10 18:24:28
    Feminizm kończy się tam, gdzie trzeba wnieść szafę na czwarte piętro...
    to akurat może należeć do obowiązków faceta,
    a dlaczego? Przecież jesteśmy równi i tak samo kobieta, jak i facet może wnieść tę szafę. Identycznie jak prać, prasować, gotować...
    zgazdam się, ale czy facet sam wniesie szafę?? z pomocą tak (zazwyczaj żony)ja z pomocą koleżanki(męża) też wniosęUśmiech
    Avatar użytkownika aśka r
    aśka rPoziom:
    • Zarejestrowany: 31.03.2009, 13:19
    • Posty: 3249
    22
    • Zgłoś naruszenie zasad
    10 marca 2010, 17:51 | ID: 164876
    Elenai napisał 2010-03-10 18:26:41
    Jestem feministką - mam męza i dziecko- prawie dorosłe. Mój feminizm w rodzinie objawia się tym, że nie godzę się na jakiekolwiek funkcje usługowe. Wszyscy muszą wziąć na siebie obowiązek prowadzenia domu, gdyż wszyscy pracujemy (uczymy się). Każdy z członków dba o swoją garderobę, obiady jemy poza domem, więc wielkie zmywanie odpada, sprzątamy na zmiany. Uważam, ze moje potrzeby są równie ważne co męza i dziecka, a nawet ważniejsze, bo moje:) Mamy z męzem oddzielne konta i poza wspólnym łożeniem na domowe potrzeby dysponujemy resztą wg własnego uznania. Również dziecko nie jest preferowane w wydatkach finansowych, poza tymi, które są zwiazane z nauką, również zajęciami dodatkowymi. Nie wyobrażam sobie sytuacji, bym sama miała np. parę kozaków, a córka 10.  Również tego, bym prasowała męzowi koszule. Czy ktoś mi prasuje? Nie zawsze tak było. Na początku małżeństwa wstawałam nawet wcześniej, by zrobić męzowi kanapki do pracy, prałam jego rzeczy, prasowałam, wszelkie domowe prace były na mojej głowie. Stopniowo, małymi kroczkami, zrzucałam z siebie znienawidzone obowiazki. Mąż przywykł i teraz często się chwali, ze jest samowystarczalny. I tak być powinno.  Tak sprawiedliwie. Wydaje mi się, ze wszyscy czujemy się szczęsliwi. Nikt nikogo nie wykorzystuje, na nikim nie żeruje. Nie ma poczucia krzzywdy i wykorzystania.  
    Brawo Elenai myślę że to jest bardzo ważne mieć takie same prawa. Ja zawsze mówię że każdy z nas czy kobieta czy mężczyzna ma po dwie ręce i dwie nogi i jak ja mogę zrobić coś do jedzenia albo posprzątać czy wyprać to zupełnie tak samo może zrobić to facet. Dlaczego ja muszę zrozumieć że facet twierdzi że się do tego nie nadaje a mój facet nie musi zrozumieć że ja też tych zajęć mam prawo tak samo nie lubić. Przecież jeżeli się kochamy i chcemy stworzyć wspólny dom to dlaczego mamy się nim nie zajmować razem?
    Avatar użytkownika Isabelle
    IsabellePoziom:
    • Zarejestrowany: 03.07.2009, 17:42
    • Posty: 21159
    23
    • Zgłoś naruszenie zasad
    10 marca 2010, 17:51 | ID: 164877
    Elenai napisał 2010-03-10 18:26:41

    Jestem feministką - mam męza i dziecko- prawie dorosłe. Mój feminizm w rodzinie objawia się tym, że nie godzę się na jakiekolwiek funkcje usługowe. Wszyscy muszą wziąć na siebie obowiązek prowadzenia domu, gdyż wszyscy pracujemy (uczymy się). Każdy z członków dba o swoją garderobę, obiady jemy poza domem, więc wielkie zmywanie odpada, sprzątamy na zmiany. Uważam, ze moje potrzeby są równie ważne co męza i dziecka, a nawet ważniejsze, bo moje:) Mamy z męzem oddzielne konta i poza wspólnym łożeniem na domowe potrzeby dysponujemy resztą wg własnego uznania. Również dziecko nie jest preferowane w wydatkach finansowych, poza tymi, które są zwiazane z nauką, również zajęciami dodatkowymi. Nie wyobrażam sobie sytuacji, bym sama miała np. parę kozaków, a córka 10.  Również tego, bym prasowała męzowi koszule. Czy ktoś mi prasuje? Nie zawsze tak było. Na początku małżeństwa wstawałam nawet wcześniej, by zrobić męzowi kanapki do pracy, prałam jego rzeczy, prasowałam, wszelkie domowe prace były na mojej głowie. Stopniowo, małymi kroczkami, zrzucałam z siebie znienawidzone obowiazki. Mąż przywykł i teraz często się chwali, ze jest samowystarczalny. I tak być powinno.  Tak sprawiedliwie. Wydaje mi się, ze wszyscy czujemy się szczęsliwi. Nikt nikogo nie wykorzystuje, na nikim nie żeruje. Nie ma poczucia krzzywdy i wykorzystania.  

    Ja podobnie postrzegam ...jak dzielenie się obowiązkami. Niekoniecznie po równo. Różnie to w ciągu naszego życia wychodzi. Raz Cent ma większy wkład w prowadznie domu, innym razem ja. Ale do tego trzeba mądrego  partnera:)
    Słońce wstało zwariowało...
    Użytkownik usunięty
      24
      • Zgłoś naruszenie zasad
      10 marca 2010, 18:05 | ID: 164880
      Panie Grunwald, jakoś się nam zazwyczaj nie trafia zgodzić :))) Szafy nie wniosę, ogródka nie skopię, ani nawet nie posadzę, nie wypielę, ani nie zbiorę- bo to męzowska rzecz. Nie tylko z racji wymagania większej siły. Po prostu mąż ma więcej domowych obowiązków :)) sprawiedliwie zresztą, bo po pracy ma absolutnie wolny czas, a ja często pracuję po 10-12 godzin, często przenoszę pracę zawodową do domu. Egoizm? kwestia nazwy. Inni określą takie zachowania asertywnymi:) Nie urodziłam się kuchtą, praczką i magielniczką :) To ewolucja (i męski szowinizm) wpasowała nas w takie role. Podział na zajęcia męskie i żeńskie miał rację bytu w jaskini, ale w nowoczesnym społeczeństwie jest anachronizmem :)
      Użytkownik usunięty
        25
        • Zgłoś naruszenie zasad
        10 marca 2010, 18:08 | ID: 164882
        a1410 napisał 2010-03-10 18:24:28
        Feminizm kończy się tam, gdzie trzeba wnieść szafę na czwarte piętro...
        Muszę przyznać Panie Grunwald, że mnie nieziemsko rozbawiłeś Ogladałam kiedyś program, w którym jakaś zagorzała feministka protestowała przeciwko używaniu słowa "gość" i swoich gości nazywała "gościną". To są dla mnie skrajne formy i tworzenie nikomu niepotrzebnej ideologii. Jeśli już ktoś ma aspiracje o coś walczyć, to niech to będzie mądre i naprawdę służy kobietom.
        Avatar użytkownika aśka r
        aśka rPoziom:
        • Zarejestrowany: 31.03.2009, 13:19
        • Posty: 3249
        26
        • Zgłoś naruszenie zasad
        10 marca 2010, 18:12 | ID: 164885
        Elenai napisał 2010-03-10 19:05:29
        Panie Grunwald, jakoś się nam zazwyczaj nie trafia zgodzić :))) Szafy nie wniosę, ogródka nie skopię, ani nawet nie posadzę, nie wypielę, ani nie zbiorę- bo to męzowska rzecz. Nie tylko z racji wymagania większej siły. Po prostu mąż ma więcej domowych obowiązków :)) sprawiedliwie zresztą, bo po pracy ma absolutnie wolny czas, a ja często pracuję po 10-12 godzin, często przenoszę pracę zawodową do domu. Egoizm? kwestia nazwy. Inni określą takie zachowania asertywnymi:) Nie urodziłam się kuchtą, praczką i magielniczką :) To ewolucja (i męski szowinizm) wpasowała nas w takie role. Podział na zajęcia męskie i żeńskie miał rację bytu w jaskini, ale w nowoczesnym społeczeństwie jest anachronizmem :)
        I jednocześnie w USC niepodpisuje się umowy o pracę z określonym zakresem obowiązków.
        Użytkownik usunięty
          27
          • Zgłoś naruszenie zasad
          10 marca 2010, 18:24 | ID: 164897
          a1410 napisał 2010-03-10 18:24:28
          Feminizm kończy się tam, gdzie trzeba wnieść szafę na czwarte piętro...
          tak samo jak jeden facet nie wniesie szafy na IV pietro tak samo nie zrobi tego kobieta. Zresztą od czego jest winda. Wg definicji Ulinki - jestem feministką :))))) I jest mi z tym całkiem dobrze.
          taką wodą być a nie tą co żałośnie całą noc tłucze się po oknie
          Użytkownik usunięty
            28
            • Zgłoś naruszenie zasad
            10 marca 2010, 18:26 | ID: 164899
            Myślę, że feminizm każdej z nas przejawia sie w tym, że nas szlag trafił po wpisie grunwalda :)
            taką wodą być a nie tą co żałośnie całą noc tłucze się po oknie
            Avatar użytkownika Isabelle
            IsabellePoziom:
            • Zarejestrowany: 03.07.2009, 17:42
            • Posty: 21159
            29
            • Zgłoś naruszenie zasad
            10 marca 2010, 18:29 | ID: 164901
            A mnie  ( jak nigdy ) wpis Grunwalda rozbawił
            Słońce wstało zwariowało...
            Avatar użytkownika alanml
            alanmlPoziom:
            • Zarejestrowany: 27.10.2009, 16:11
            • Posty: 30511
            30
            • Zgłoś naruszenie zasad
            10 marca 2010, 18:34 | ID: 164903
            Odpowiedź na #15
            Elenai napisał 2010-03-10 18:26:41

            Jestem feministką - mam męza i dziecko- prawie dorosłe. Mój feminizm w rodzinie objawia się tym, że nie godzę się na jakiekolwiek funkcje usługowe. Wszyscy muszą wziąć na siebie obowiązek prowadzenia domu, gdyż wszyscy pracujemy (uczymy się). Każdy z członków dba o swoją garderobę, obiady jemy poza domem, więc wielkie zmywanie odpada, sprzątamy na zmiany. Uważam, ze moje potrzeby są równie ważne co męza i dziecka, a nawet ważniejsze, bo moje:) Mamy z męzem oddzielne konta i poza wspólnym łożeniem na domowe potrzeby dysponujemy resztą wg własnego uznania. Również dziecko nie jest preferowane w wydatkach finansowych, poza tymi, które są zwiazane z nauką, również zajęciami dodatkowymi. Nie wyobrażam sobie sytuacji, bym sama miała np. parę kozaków, a córka 10.  Również tego, bym prasowała męzowi koszule. Czy ktoś mi prasuje? Nie zawsze tak było. Na początku małżeństwa wstawałam nawet wcześniej, by zrobić męzowi kanapki do pracy, prałam jego rzeczy, prasowałam, wszelkie domowe prace były na mojej głowie. Stopniowo, małymi kroczkami, zrzucałam z siebie znienawidzone obowiazki. Mąż przywykł i teraz często się chwali, ze jest samowystarczalny. I tak być powinno.  Tak sprawiedliwie. Wydaje mi się, ze wszyscy czujemy się szczęsliwi. Nikt nikogo nie wykorzystuje, na nikim nie żeruje. Nie ma poczucia krzzywdy i wykorzystania.  

            DZIECKO TO: czarodziej, zamieniający parę w rodzinę
            Avatar użytkownika aśka r
            aśka rPoziom:
            • Zarejestrowany: 31.03.2009, 13:19
            • Posty: 3249
            31
            • Zgłoś naruszenie zasad
            10 marca 2010, 18:40 | ID: 164908
            Mama Tymka napisał 2010-03-10 19:24:19
            tak samo jak jeden facet nie wniesie szafy na IV pietro tak samo nie zrobi tego kobieta. Zresztą od czego jest winda.Wg definicji Ulinki - jestem feministką :))))) I jest mi z tym całkiem dobrze.
            Ja także pasuję do definicji Ulinki więc jak komuś koniecznie do szczęścia jest to potrzebne to proszę bardzo.
            alanml napisał 2010-03-10 18:19:23
            Wiecie co? Tak sobie siedzę i myslę. To temat bez końca, każdy ma swoje ALE. I zamiast się przkomarzać lub nie daj Boże kłócic zastanówmy sie dlaczego wogóle ktoś kiedyś podzielił kobiety na feministki i nie-feministki? Przecież każda kobieta moze być zdbana, wykształcona, mieć męza, rodzinę, karierę, kazda moze byc Za aborcją itd. Jestesmy poprostu kobietami i już.Doszłam do takiego wniosku ponieważ nigdy nie zrozumiem do końca feministek i na odwrót. I nie ukrywam, że nie ma sensu psuć sobie nerwów, pisac wypracowań bo każdy ma swoje zdanie. 
            Wiesz Alu przecież w feminiźmie (tym o którym pisze Ulinka) chodzi też o to żeby każda z nas miała możliwość wyboru i dokonać go takiego jakiego Ty dokonałaś i nikt tu nie twierdzi że Ty nie masz do tego prawa. Ale pomyśl co by było gdyby nie feministki które również dbają o prawa kobiet siedzących w domu wtedy kiedy np facet znęca się nad nią albo dziećmi (to jest tylko taki przykład żeby nikt mi zaraz nie wmawiał że uważam że tylko faceci znęcają się bo zdaję sobie sprawę że tak nie jest). Ja głęboko wierzę że masz męża który zasługuje sobie na takie Twoje podejście do niego ale wierz mi że niestety nie wszyscy mężczyźni zasługują na to. I jeszcze dodam (k woli ścisłości) że i są kobiety które nie zasługują na to aby facet ją stawiał na piedestale. Chociaż dla mnie osobiście nie potzrebne jest aby mój facet mnie stawiał na piedestale a jedynie wystarczy że nie będzie mnie traktował tak jak sam by nie chciał być traktowany i odwrotnie żeby potrafił mi powiedzieć jak z mojej strony zagrozi mu że źle go potraktuję i w tej chwili takiego mam i jestem z tego powodu szczęśliwa.
            Użytkownik usunięty
              32
              • Zgłoś naruszenie zasad
              10 marca 2010, 19:31 | ID: 164957
              Ulinka napisał 2010-03-10 17:48:13
              Żeby odpowiedzieć na to pytanie trzeba najpierw powiedzieć, kim jest feministka. Ja określiłabym ją tak: Feministka to kobieta wykształcona, aktywna zawodowo, dbająca o swój wygląd, pewna siebie, nie bojąca się wyzwań, broniąca swoich racji. To kobieta domagająca się prawa świadomego wyboru oraz równego traktowania wszystkich ludzi bez względu na płeć, rasę, wyznanie, orientację seksualną. Domagająca się ocenienia kandydatów do pracy na podstawie posiadanych przez nich kompetencji, wykształcenia, umiejętności, a nie przez pryzmat wieku, liczby posiadanych dzieci, czy koloru skóry. Feministki, to także kobiety, które zakładaja rodziny i  potrafią godzić bycie żoną i matką z realizowaniem się jeszcze w innych dziedzinach życia. Wiele z nich to znane dziennikarki, pisarki, pracownicy naukowi uczelni wyższych, studentki. Kwestii bycia żoną i matką nie rozpatrywałabym przez pryzmat bycia lub nie feministką. Wśród feministek, podobnie jak wśród nie - feministek są mężatki i matki, jak i bezdzietne niezamężne kobiety. Znam też nie-feministki, które nie są skłonne do poświęceń, bardzo dbają o swoją wygodę, myślę więć, że nie jest to cecha przypisana wyłącznie komukolwiek. Feministki domagają się prawa równego wyboru, także  prawo wyboru bycia feministką lub nie-feministką.

              Każdy człowiek jest inny, nie ma kobiety jako takiej, i to że ktoś zna kilka brzydkich i zajadłych feministek nie znaczy że wszystkie takie są, ale stereotyp się ugruntował i wielu mężczyzn,  także  kobiet spełniających się tylko w roli pani domu, tak właśnie te kobiety które walczą o równość wszystkich - postrzega.

               Odpowiadam więc na postawione pytanie:   nie widzę niczego złego w bycia feministką.
              ta definicja, którą "stworzyła" Ulinka jest konkretna i w takim ujęciu określenie feministyczny ma pozytywny odbiór. Zgadzam się.
              uśmiech jest najprawdziwszy, gdy jednocześnie uśmiechają się oczy...
              Avatar użytkownika alanml
              alanmlPoziom:
              • Zarejestrowany: 27.10.2009, 16:11
              • Posty: 30511
              33
              • Zgłoś naruszenie zasad
              10 marca 2010, 19:38 | ID: 164962
              Tym wszystkim kieruje egozim i wyrachowanie. Nikt nie pisze o uczuciach. w tym co napisała Elenai nie ma mowy o wspólnym spędzaniu czasu, jedzą na mieście, rodzina jest tylko z nazwy, każdy sobie... O ile mogę się zgodzić z tym, że feministki walcza o prawa kobiet wogóle to nie mogę pogodzić się z tym, jak płytko i beznamiętnie podchodzą do życia. Tylko tutaj zostało napisane co się liczy...kazdy podkresla rzeczy materialne. 
              DZIECKO TO: czarodziej, zamieniający parę w rodzinę
              Avatar użytkownika aśka r
              aśka rPoziom:
              • Zarejestrowany: 31.03.2009, 13:19
              • Posty: 3249
              34
              • Zgłoś naruszenie zasad
              10 marca 2010, 20:06 | ID: 164969
              alanml napisał 2010-03-10 20:38:09
              Tym wszystkim kieruje egozim i wyrachowanie. Nikt nie pisze o uczuciach. w tym co napisała Elenai nie ma mowy o wspólnym spędzaniu czasu, jedzą na mieście, rodzina jest tylko z nazwy, każdy sobie... O ile mogę się zgodzić z tym, że feministki walcza o prawa kobiet wogóle to nie mogę pogodzić się z tym, jak płytko i beznamiętnie podchodzą do życia. Tylko tutaj zostało napisane co się liczy...kazdy podkresla rzeczy materialne. 
              Alu ale żadna feministka (przynajmniej mojego pokroju) nie mówi że ludzie nie mają się kochać a wręcz przeciwnie chodzi tu o to żebyśmy się kochali i szanowali jednakowo. Czy chciałabyś żeby Twój mąż przychodził do domu i Tobą pomiatał tylko dlatego że uważa że ma większe prawa bo to on pracuje na dom? Czy uważasz że taki mąż kocha swoją żonę a nie traktuje ją jak swoją własność? Przecież tam gdzie trzeba walczyć często nie ma miłośći albo tylko w jedną stronę. Bo tam gdzie oboje ludzi jest w stanie się dogadać i na wzajem szanować nie zależnie czy kobieta pracuje i mężczyzna powinien jej wtedy pomóc czy kobieta siedzi w domu a mężczyzna nie musi jej może pomagać w codziennych czynnościach ale wzamian zadba o to aby dach nie przecieka albo innymi rzeczami które też są częścią dbania o wspólny dom ważne jest aby się w tych kwestiach dogadywać i szanować a nie licytować kto ma gorzej. Myślę również że zagalopowałaś się w ocenie rodziny Elenai bo ona nie napisała że się nie kochają a takie szanowanie nawzajem swoich praw jest też częścią miłości. Przecież kobieta nie przestaje kochać swojego faceta w momencie jak wymaga od niego żeby po sobie sprzątnął to samo z dziećmi nikt ich nie przestaje kochać w momencie kiedy wymaga od nich żeby przy sobie też potrafiły wszystko zrobić.Zrozum to w końcu oni żyją tak jak chcą i ani Ty ani nikt inny nie ma prawa mierzyć ich uczuć tak samo jak my nie mamy prawa mierzyć uczuć w Twojej rodzinie która funkcjonuje tak jak Wy tego chcecie a to też jest częścią równouprawnienia.
              Użytkownik usunięty
                35
                • Zgłoś naruszenie zasad
                11 marca 2010, 06:39 | ID: 165050
                Jak już jestem feministką to muszę zaprotestować - ja z moją rodzinką jem w domu i nawet sama gotuję. I nawet to lubię. Ale to jest MÓJ wybór i moja decyzja. Dla mojego M. obiadów mogłoby nie być bo On jest kanapkożerny :)
                taką wodą być a nie tą co żałośnie całą noc tłucze się po oknie
                Avatar użytkownika aśka r
                aśka rPoziom:
                • Zarejestrowany: 31.03.2009, 13:19
                • Posty: 3249
                36
                • Zgłoś naruszenie zasad
                11 marca 2010, 06:43 | ID: 165052
                Mama Tymka napisał 2010-03-11 07:39:34
                Jak już jestem feministką to muszę zaprotestować - ja z moją rodzinką jem w domu i nawet sama gotuję. I nawet to lubię. Ale to jest MÓJ wybór i moja decyzja. Dla mojego M. obiadów mogłoby nie być bo On jest kanapkożerny :)
                No tak Kasiu moim zdaniem właśnie feminizm polega na tym żebyśmy mogli dokonać nawet w takich kwestiach swojego własnego powtórzę jeszcze raz swojego wyboru. Nikt tu nie ma prawa nam narzucić jak mamy żyć i o to właśnie prawo walczą feministki.
                Użytkownik usunięty
                  37
                  • Zgłoś naruszenie zasad
                  11 marca 2010, 07:15 | ID: 165073
                  aśka r napisał 2010-03-11 07:43:33
                  Mama Tymka napisał 2010-03-11 07:39:34
                  Jak już jestem feministką to muszę zaprotestować - ja z moją rodzinką jem w domu i nawet sama gotuję. I nawet to lubię. Ale to jest MÓJ wybór i moja decyzja. Dla mojego M. obiadów mogłoby nie być bo On jest kanapkożerny :)
                  No tak Kasiu moim zdaniem właśnie feminizm polega na tym żebyśmy mogli dokonać nawet w takich kwestiach swojego własnego powtórzę jeszcze raz swojego wyboru. Nikt tu nie ma prawa nam narzucić jak mamy żyć i o to właśnie prawo walczą feministki.
                  Dodat - prawdziwe feministki. A nie jakieś ortodoksyjne wariatki :)))))
                  taką wodą być a nie tą co żałośnie całą noc tłucze się po oknie
                  Avatar użytkownika alanml
                  alanmlPoziom:
                  • Zarejestrowany: 27.10.2009, 16:11
                  • Posty: 30511
                  38
                  • Zgłoś naruszenie zasad
                  11 marca 2010, 07:34 | ID: 165104
                  Aśka i pozostałe dziewczyny, bardzo dziekuje za wspólna dyskusję. Temat dla mnie zakończony, zdania nie zmieniłam, wręcz przeciwnie. 
                  DZIECKO TO: czarodziej, zamieniający parę w rodzinę
                  Użytkownik usunięty
                    39
                    • Zgłoś naruszenie zasad
                    11 marca 2010, 08:58 | ID: 165203
                    alanml napisał 2010-03-11 08:34:43
                    Aśka i pozostałe dziewczyny, bardzo dziekuje za wspólna dyskusję. Temat dla mnie zakończony, zdania nie zmieniłam, wręcz przeciwnie. 
                    Ala mówisz o jednej konkretnej osobie - o tym jaką kobietą, matką i może feministką jest Eneai. Ale tak samo jak są ludzie i ludzie, tak samo są feministki i feministki. Mnie się podoba definicja Ulinki dlatego się do tego naszego forumowego klubu feministek zapisuję. Oczywiście z przymrużeniem oka. Co nie oznacza, że Młody i Małżonek nie są dla mnie najważniejsi oraz że nie zajmuję się domem. Nie uważam, żebym płytko i beznamiętnie podchodziła do życia. I sądzę, że problem polega na tym że każdy z nas ma inną wizję feministki. I przy niej obstaje. Więc generalnie chyba faktycznie darujemy sobie ten temat
                    taką wodą być a nie tą co żałośnie całą noc tłucze się po oknie
                    Avatar użytkownika Joll
                    JollPoziom:
                    • Zarejestrowany: 26.10.2009, 10:20
                    • Posty: 256
                    40
                    • Zgłoś naruszenie zasad
                    11 marca 2010, 09:41 | ID: 165288
                    Zastanawiam się dlaczego kobieta, która ma rodzine, pracuje zawodowo, dzieli sie obowiązkami ze swoim mężem i dziecmi, czasem nawet więcej obowiązków przypisywanych kobiecie z racji tej, że jest kobietą, wykonuje jej mąż, uważana jest za feministkę? Dlaczego ja, która za feministke się nie uważam nie mogę mieć swojego zdania na temat np in vitro, czy wychowania seksualnego, czy nawet równouprawnienia związków partnerskich, od razu mam przypiętą łatkę feministki?